wtorek, 5 października 2021

KrajKuchnia - Libia

 Libię znam tylko ze zdjęć, ale wydaje mi się, że to jeden z najpiękniejszych krajów świata. Bardzo bym tam chciała pojechać, ale na razie nie jest to raczej dobry pomysł.

takie barwy obowiązują w Libii od 2011 roku, wcześniej, przez ponad 30 lat panowania Kaddafiego flaga państwowa była jednolicie zielona. Bez żadnych dodatków, po prostu zielony prostokąt.

Zamiast tego ugotowałam sobie libijską potrawę. W Internecie można znaleźć wiele przepisów na dania z tego kraju. Po dłuższym zastanowieniu, odrzuciwszy pomysł pieczenia chleba w piasku (widziałam jak to się robi na algierskim kawałku Sahary), wybrałam potrawę, będącą lekkim prztyczkiem w nos Włochom, którzy kolonizowali Libię. Nie wiem, czy wtedy Libijczycy polubili makaron, czy też jadali go już wcześniej. W każdym razie uznali, że Włosi w ogóle się nie znają i przyrządzają go w zły sposób – wylewając wodę z gotowania, marnują to, co w makaronie najcenniejszego i tracą wiele na smaku. I dopiero przygotowany po libijsku, jest naprawdę dobry.

Postanowiłam spróbować tego sposobu i zrobić danie o nazwie mbekbka, czyli gotowany makaron po libijsku.

Najpierw zgromadziłam potrzebne produkty, czyli: makaron, ciecierzycę, czosnek, cebulę i pomidory


 oraz kurkumę i chili. 


Następnie postawiłam na ogniu namoczoną przez noc ciecierzycę. Kiedy ona się gotowała, ja kroiłam cebulę i siekałam czosnek. Podsmażyłam je w rondelku wraz z kurkumą i chili, 


a gdy się wszystko ładnie wymieszało i zezłociło, dorzuciłam pomidory i dolałam trochę wody. Trzeba uważać, żeby nie wlać za dużo, bo nie odlewa jej się po gotowaniu, a przecież nie zależy nam na zrobieniu zupy. Zatem wody dolać trzeba na tyle dużo, żeby mógł się w niej zanurzyć makaron, ale też na tyle mało, żeby cała zniknęła w trakcie gotowania. I to jest największa trudność w przygotowaniu libijskiego dania.


Gdy zawartość rondla osiągnęła poziom wrzenia, dorzuciłam makaron. No i posoliłam. Wszystko razem trzymałam na ogniu, aż makaron stał się odpowiednio miękki. Wtedy dodałam do niego ugotowaną ciecierzycę i wyłożyłam danie na talerz. Wyszło trochę za rzadkie (jak się okazało, wlałam za dużo wody), ale nie na tyle, żeby nie dało się go zjeść z przyjemnością.


Czy przyrządzony w ten sposób makaron jest lepszy od gotowanego metodą tradycyjną? Nie wiem, według mnie smakował dość podobnie. Ale ubrudziłam jeden garnek mniej, więc jakaś korzyść była.

Następnym razem też będzie coś makaronopodobnego. Tym razem z Liechtensteinu, zapraszam!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz