sobota, 24 marca 2018

Sztuczne miasto, czyli Dubaj


Znacie dowcip o chłopie z małej wioski, który sto lat temu przyjechał do miasta i poszedł na wycieczkę do ZOO? Stanął przed wybiegiem dla żyraf, zadarł głowę, popatrzył hen wysoko, gdzie żyrafy strzygły uszami i autorytatywnie stwierdził – takiego zwierza nie ma!
Dokładnie to samo powiedziałam kilka razy, chodząc po ulicach Dubaju. 


Miejsce to, które z wioski rybackiej przemieniło się w skupisko najwyższych budynków, najlepszych dróg, najszybszych samochodów, najbogatszych firm, najbardziej błyszczących szyb, naj…, naj…, naj… nijak nie przypomina miasta. To znaczy owszem, powierzchowne cechy miejskie posiada, ale za ich sprawą podobne jest raczej do scenografii filmowej niż żywej struktury. Wszystko jest tu zbyt czyste i błyszczące. Pomnikowi zdjęcia zrobić nie mogłam, bo sprzątacz mył go, czyścił i polerował tak długo, że musiałam się poddać. 


Placyk wyłożony czymś na kształt marmurowych płytek okazał się jezdnią i o mały włos wpadłabym pod samochód, bo zajęta fotografowaniem najwyższego budynku świata, 

Burdż Chalifa, który odebrał palmę pierwszeństwa malezyjskim wieżom nie jest łatwy do sfotografowania

nie zauważyłam, że zapaliło się zielone światło i po marmurze zaczęły śmigać wypasione auta.

pasów na jezdni się nie maluje, tylko układa z kamiennych płyt

W centrum miasta stoją budynki mające się chyba kojarzyć z pałacami emirów, 


ale na mnie sprawiały raczej wrażenie hoteli all inclusive w stylu bajki o sezamie, który się otwiera.



A niby-zabytki przypominające na pierwszy rzut oka pustynne wieże irańskiego Jazdu czy uzbeckiej Chiwy, przy bliższym poznaniu okazują się bramami wjazdowymi do podziemnych garaży.


I nigdzie zupełnie nie czuć atmosfery, która tak mnie urzeka w normalnych arabskich miastach. Nie ma rozgardiaszu, bałaganu, wąskich uliczek, bazarów pachnących wszystkimi przyprawami świata, 

bazar w wersji dubajskiej. Na pierwszym planie w pomarańczowych stosach piętrzy się szafran

panów pijących słodką herbatę, kawiarni spowitych jabłkowym dymem sziszy… Życia nie ma po prostu. Po ulicach chodzą jedynie turyści i sprzątacze,

albo w ogóle nikt nie chodzi


 a w metrze, centrach handlowych czy restauracjach są ci, którzy do Dubaju przybyli w poszukiwani bogactwa. Biznesmeni, informatycy, naukowcy, inżynierowie z całego świata, którzy przyjechawszy na kilkuletnie kontrakty, wiedzą, że są tu tylko na chwilę i nie zamierzają zapuszczać korzeni i oddawać temu miastu swojej duszy.


Za pieniądze można wiele – zbudować na pustyni najbardziej imponujące miasto świata, 

na pustyni woda jest symbolem luksusu, więc najwspanialsze budowle otoczone są wodą na różne sposoby, na przykład przy operze płynie sobie po schodach


kupić dzieła sztuki, stworzyć muzeum większe i bogatsze od paryskiego Luwru, wprowadzić technologie o jakich nikomu się nawet nie śniło. 

klimatyzowany przystanek autobusowy

Można nawet kupić sportowców, naukowców i artystów. Jednak uczuć nie da się zdobyć pieniędzmi. I to w Dubaju widać.
Chętnie pojechałabym tam jeszcze na kilka dni, bo to miejsce zadziwiające, ale mieszkać bym w Dubaju nie chciała (zwłaszcza, że nawet nie ma jak ćwiczyć arabskiego, bo wszędzie są sami cudzoziemcy).



3 komentarze:

  1. Cześć! Mieszkałam kilka lat w Dubaju i myślę, że wbrew pozorom wiele osób oddaje mu duszę. Kontrakty przedłuża się w nieskończoność, a jedynym powodem wyjazdu często jest fakt, ze Dubaj nic nie oferuje w zamian, czyli ani obywatelstwa ani nawet PR-u. Nie wiem, czy dotarłaś do Dubai Creek i Deira – położonych na drugim krańcu miasta, tam odnajdziesz, to czego szukasz. Rozgardiasz, prawdziwe bazary, wąskie uliczki, to było moje ulubione miejsce, choć mieszkaliśmy w JLT obok Mariny, która z czasem też nabiera uroku. Fakt, że w Dubaj łatwiej jest nauczyć się urdu niż arabskiego. Pozdrawiam. Daj Dubajowi jeszcze jedną szansę, też mnie z początku nie powalił, potrzebowałam czasu, żeby do polubić. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, bardzo się cieszę, że tak napisałaś! Ja niestety nie mam możliwości spędzenia tam dłuższego czasu, ale chętnie pojadę jeszcze raz. I spróbuję odnaleźć te miejsca, o których wspominasz. Dzięki!

      Usuń