Nad Różowe Jezioro jechałam przekonana, że to ściema –
pocztówki i zdjęcia w Internecie są podkolorowane, a w przewodniku przesadzają.
Na pewno okaże się - myślałam sobie - że
jest niewłaściwa pora roku, nieodpowiednia pogoda oraz coś tam jeszcze i jezioro jest zwyczajnie szaro-bure. Z autobusu, który dowiózł nas do
Lac Rose (Różowego Jeziora) wysiadałam zatem bez większych emocji. Wysiadłszy,
spojrzałam na taflę jeziora i zobaczyłam to:
bliskie spotkanie z jeziorną wodą
Nieźle, prawda? Swój kolor jezioro zawdzięcza pewnemu
rodzajowi sinic, które żyją w soli leżącej grubą warstwą na dnie zbiornika.
Spotykani w okolicy ludzie podawali nam różne informacje, mniej więcej można przyjąć,
że woda jest stosunkowo płytka (1-2 metry), a pod nią leży ponad 1,5 metra
soli.
Wydobywana jest metodą najprostszą – człowiek odpływa łódką nieco od
brzegu, wskakuje do wody i przerzuca sól z dna jeziora do łódki.
widzicie człowieka? tak mniej więcej w okolicach dziobu łódki wystają z wody głowa i ramiona
Następnie
wysypuje sól na brzegu i czeka aż wyschnie.
Działalność ta zmienia nadjeziorne łąki w iście księżycowy krajobraz,
niegościnny choć malowniczy.
sól pakowana jest w worki
W ogóle okolice Różowego Jeziora są takie, że aparat sam wyskakuje
z torebki. Bo zaraz za jeziorem zaczynają się wydmy. Piaseczek na nich
drobniutki i mięciutki jak mąka tortowa typ 400.
Piękny jest i miły, ale iść po
nim trudno, a jechać to już w ogóle, dlatego pewnie ulica zrobiona jest z ubitej
ziemi. Prawdziwie po afrykańsku czerwonej. W efekcie powstały obrazy, których
nie powstydziliby się najprawdziwsi artyści.
Idąc po piaseczku, po kilkuset metrach dochodzi się do oceanu.
Kto nie chce pływać w jeziorze, może sobie zafundować kąpiel w dziesięć
razy mniej zasolonym Oceanie atlantyckim.
Całkowitym wrogom soli pozostają
baseny, których jest w okolicy całkiem sporo, każdy hotel dysponuje
przynajmniej jednym.
basen i domki hotelu, w którym nocowałyśmy
Jak widać Różowe Jezioro to idealne miejsce na weekendowy
wypad. Z Dakaru niedaleko – jakieś 20-30 kilometrów, widoki piękne, pogoda zapewniona,
atrakcje też.
Jeśli wypoczynek nad różnego rodzaju wodą to dla kogoś za
mało, może sobie zafundować przejażdżkę na wielbłądzie
lub na quadzie. Przez
wiele lat, dopóki rajd Paryż-Dakar odbywał się w Afryce, jego meta znajdowała
się właśnie nad Różowym Jeziorem. Siedem lat temu rajdowcy przenieśli się do
Ameryki Południowej, nad jeziorem pozostały quady, którymi można przejechać
się po piaszczystej okolicy.
I tak przyjemnie płynie pełen wrażeń dzień. A gdy słońce
schowa się już w wodach oceanu,
siada sobie człowiek w jednej z miłych lokalnych
knajpek,
je niewielką jeziorną rybkę (ryby przystosowały się do życia w
słonej wodzie, ale rosną w niej raczej mizernie) i z rozkoszą myśli o tym, że on tu, a listopadowa szaruga i błoto pośniegowe gdzieś tam hen daleko, daleko…
PS czy ja już wspominałam, że lubię Senegal? Bardzo. Bardzo
bardzo.
Niecałe dwa tygodnie temu miałem okazję zobaczyć turkusowe wody jeziora w... centrum Polski! Szkoda tylko, że to nasze w odróżnieniu od opisywanego przez Ciebie, to pozbawiony wszelkiego życia twór zrodzony przez pobliską elektrownię. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Damian
I naprawdę turkusowe? :)
UsuńTurkusowe, jak w mordę strzelił. Oto ono: http://digart.img.digart.pl/data/img/vol4/31/54/miniaturki400/7924164.jpg ;)
UsuńRety!! To zdjęcie nie z Karaibów??
UsuńBardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Teraz niestety turyści nie mogą jeździć do Senegalu, ale kiedyś to się przecież musi skończyć. A wtedy...
UsuńBardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, dziękuję
UsuńNad takim jeziorem jeszcze nigdy nie miałem okazji być, ale może kiedyś uda mi się również takie miejsca odwiedzić. Na ten moment najbardziej jestem zachwycony czarterem jachtu od http://tempesta-jachty.pl/ i tak się zastanawiam jakby pływało się nim po takim kolorowym jeziorze.
OdpowiedzUsuń