Moje laotańskie opowiastki postanowiłam zakończyć widokami z lotu ptaka.
Pierwszy raz zobaczyłam Laos z okna samolotu. Samolot wyglądał tak:
a Laos tak:
Zdjęcia te oddają idealnie charakter laotańskiego krajobrazu - jest zielono i pagórkowato, a pomiędzy górami malowniczo wiją się rzeki. Kto lubi, żeby wkoło było płasko, prosto i szaro absolutnie nie powinien jechać do Laosu.
Drugi raz spojrzałam na Laos z góry w Vang Vieng, gdzie zafundowaliśmy sobie wycieczkę balonową. Nie jest to atrakcja z tych najtańszych, ale jak słusznie zauważyła A - taniej nigdzie nie będzie (np. w Tanzanii było dokładnie pięć razy drożej), no a tak żyć na tym świecie lat więcej niż 25 i nigdy nie przelecieć się balonem to jakoś głupio.
Polecieliśmy więc. Balon najpierw był smętną (choć bardzo długą) szmatką,
potem zaczął nabierać pulchności,
a w końcu gotów był wpuścić nas na pokład
i pokazać nam Laos jak z obrazka. Bo lot balonem jest jak oglądanie przesuwających się przed oczami slajdów - nic nie trzęsie, nie telepie, człowiek ma wrażenie, że stoi w miejscu i tylko przed i pod nim przesuwa się film. No, może w kinie nie jest tak gorąco, ale to chyba jedyna różnica :)
Vang Vieng z balonowego kosza wygląda tak:
I tym balonowym akcentem zamykam rozdział poświęcony Laosowi (no chyba, że coś mi się przypomni...)
Do zobaczenia na kolejnej wyprawie!
Pierwszy raz zobaczyłam Laos z okna samolotu. Samolot wyglądał tak:
a Laos tak:
Zdjęcia te oddają idealnie charakter laotańskiego krajobrazu - jest zielono i pagórkowato, a pomiędzy górami malowniczo wiją się rzeki. Kto lubi, żeby wkoło było płasko, prosto i szaro absolutnie nie powinien jechać do Laosu.
Drugi raz spojrzałam na Laos z góry w Vang Vieng, gdzie zafundowaliśmy sobie wycieczkę balonową. Nie jest to atrakcja z tych najtańszych, ale jak słusznie zauważyła A - taniej nigdzie nie będzie (np. w Tanzanii było dokładnie pięć razy drożej), no a tak żyć na tym świecie lat więcej niż 25 i nigdy nie przelecieć się balonem to jakoś głupio.
Polecieliśmy więc. Balon najpierw był smętną (choć bardzo długą) szmatką,
potem zaczął nabierać pulchności,
a w końcu gotów był wpuścić nas na pokład
na tym zdjęciu mnie nie ma - balony były trzy, tym lecieli inni ludzie
Vang Vieng z balonowego kosza wygląda tak:
I tym balonowym akcentem zamykam rozdział poświęcony Laosowi (no chyba, że coś mi się przypomni...)
Do zobaczenia na kolejnej wyprawie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz