środa, 10 września 2025

Kolumbia - Puerto Colombia

 Na kolumbijskiej ziemi najpierw mieszkali ludzie, o których dziś się mało mówi. We wpisie na Wikipedii rozdział o historii tego kraju zaczyna się tak: „Zamieszkane od kilku tysięcy lat przez Indian (m.in. plemiona Czibcza i Arawak) tereny dzisiejszej Kolumbii odkrył dla Europejczyków hiszpański żeglarz Alonso de Hojeda w 1499”. I dalej leci już opowieść o podboju.

Tratwa Muisca ze sceną ceremonii inicjacji nowego władcy,
czyli to co pozostało po ludzie Czibcza
(Muzeum Złota w Bogocie)

W samej Kolumbii też nie widać za bardzo śladów po pierwszych mieszkańcach. O tym już pisałam, więc nie będę się powtarzać i przejdę od razu do tego, do czego ten wstęp miał mnie doprowadzić. A więc najpierw Czibcza i Arawak, potem Hiszpanie, aż w końcu, w XIX wieku, do Ameryki zaczęli przyjeżdżać wszyscy. Największym portem, który przyjmował migrantów z Europy i Azji było Puerto Colombia. 

latarnia morska w Puerto Colombia

Dziś to niewielkie miasto pozostające w cieniu pobliskiej Baranquilli. 

okolice latarni morskiej

Nie sądzę by przyjeżdżało tam wielu turystów, ale mnie się udało je odwiedzić, bo tam mieszka rodzina A., która serdecznie przyjęła mnie w swoim domu z widokiem na morze.

widok z tarasu (dom znajduje się nie w samym Puerto Colombia, tylko w podmiejskim Salgar)

Sto lat temu Puerto Colombia szczyciło się drugą największą keją (nie wiem, czy to właściwe słowo, ale chyba nie mówi się molo na pomost, do którego przybijają statki?) na świecie. 


W poszukiwaniu lepszego życia przypływali tam ludzie z wielu stron świata, 

restauracja "Imigrant" w dawnym porcie

w tym także z Polski, co widać na monumencie ustawionym koło latarni morskiej. 


wśród najczęściej występujących nazwisk znalazł się Kowalski

Nieco dalej, w miejscu, gdzie kiedyś przybijały statki, a teraz jest krótkie molo, ustawiono figury naturalnej wielkości przedstawiające ludzi przypływających do Kolumbii, by tu żyć i pracować.

Mieszkańcy Puerto Colombia są dumni z tego pomnika, 

figury nie stanowią jednego pomnika,
 rozstawiono je wszędzie w centrum miasta

ale od tego co jest, więcej emocji wzbudza to, czego nie ma. Otóż do lat 50. ubiegłego wieku, kilka kilometrów od brzegu znajdowała się wyspa Zielona (Isla Verde). Miała 11 kilometrów długości i stanowiła naturalną ochronę wybrzeża. Niestety działalność ludzka, a przede wszystkim odwierty towarzyszące poszukiwaniom ropy, doprowadziły do zniknięcia wyspy. To z kolei spowodowało zaburzenia życia wodnego, szybszą erozję brzegu i niszczenie tego, co dla wszystkich w Puerto Colombia było najważniejsze, czyli portu służącego nie tylko przypływającym do kraju migrantom, ale też będącego źródłem utrzymania dla lokalnej ludności.


Choć działo się to prawie 70 lat temu, mieszkańcy Puerto Colombia wciąż przeżywają stratę i dużo o niej opowiadają. N. i L., u których mieszkałam, pokazali mi nawet film dokumentalny opowiadający historię wyspy. Dzięki niemu zrozumiałam, dlaczego woda w morzu, było nie było – Karaibskim, nie jest turkusowa, tylko raczej bura. Kąpać się można, ale muszę przyznać, że inaczej wyobrażałam sobie karaibskie plaże.


Ogólnie jednak i miasto Puerto Colombia i przytulone do niego miasteczko Salgar to miłe miejsca. 

obowiązkowy kolorowy napis



A jaka jest ich większa siostra, Baranquilla, napiszę już następnym razem. Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz