poniedziałek, 29 stycznia 2024

Benin - tata somba

 W XVII wieku na północy Beninu pojawili się ludzie uciekający przed wojnami plemiennymi na terenach dzisiejszej Burkiny Faso. Najpierw – zupełnie jak Staś i Nel – mieszkali w baobabach, 

ten baobab oferował w swoim wnętrzu pokój mniej więcej wielkości mojej łazienki

w baobabie

wejście do baobabu

potem zaczęli budować sobie gliniane domy-fortece, które miały chronić ich przed dzikimi zwierzętami oraz złymi ludźmi. 



I to właśnie te budowle, zwane tata somba, są dziś główną atrakcją turystyczną regionu i razem z podobnymi konstrukcjami w Togo (to ten sam region, tylko przecięty granicą) zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa.

tak na wszelki wypadek, jakby ktoś nie wiedział:
z prawej strony na mapie Afryki zaznaczyłam Benin,
z lewej na mapie Beninu podkreśliłam Natitingou.
A zupełnie z lewej życzenia szczęśliwego Nowego Roku :)

Na pierwszy rzut oka wszystkie tata są podobne. Jednak występują między nimi drobne różnice, za sprawą których znawcy tematu wyróżniają kilkanaście typów budowli. Mnie najłatwiej jest zauważyć różnicę polegającą na tym, że do jednych tata wchodzi się normalnie przez otwór wejściowy i dopiero będąc wewnątrz domostwa, można dostać się na piętro. 


Natomiast inny rodzaj nie ma wejścia, tylko drabinę (użycie tego słowa w odniesieniu do patyka z nacięciami, wymaga użycia odrobiny wyobraźni), 


po której należy się wspiąć i wejść do domu od góry. Ten typ tata jest też zazwyczaj parterowy.


Ja miałam okazję odwiedzić dom, w którym na parterze było miejsce rozcierania ziaren 


oraz pomieszczenie dla zwierząt, 


a na tarasie na piętrze znajdował się spichlerz, 

do spichlerza wchodzi się po drabinie. wewnątrz są cztery pojemniki z różnym rodzajem jedzenia

kuchnia

to chyba bardziej aneks kuchenny, bo nie ma swoich ścian

 i trzy sypialnie.

sypialnia typu kapsułowego - można zamknąć drzwi, ale stanąć wewnątrz raczej trudno

W takiej stuprocentowo tradycyjnej tacie mieszka obecnie niewielu ludzi. Większość domostw, które widziałam w wiejskich okolicach Natitingou, miała charakter mieszany – gliniana okrągła forteca plus bardziej współczesny kanciasty dom kryty blachą falistą. No cóż, nowoczesność odciska swe piętno także i tutaj.



Ale na szczęście dawne zwyczaje wciąż mają się dobrze. Przewodnik, który mnie oprowadzał po okolicy, był człowiekiem młodym, a jednak jego twarz zdobiły tradycyjne skaryfikacje (o tym, dlaczego piszę, że blizny zdobiły, możecie przeczytać tu).

Także w kwestiach religijnych ludzie pozostali wierni swoim tradycjom. Oficjalnie są chrześcijanami (w wiosce stoi duży kościół) 


lub muzułmanami (o wiele bardziej malowniczy meczet znajduje się w środku niczego, kilka kilometrów za wsią), 


ale wystarczy spojrzeć na umieszczone przy wejściu domu fetysze ochronne, by wiedzieć, że wierzenia przodków są wciąż żywe. Co cieszy i pozwala mieć nadzieję, że nie trzeba pędzić na złamanie karku, by zobaczyć ostatnie tradycyjne tata somba.


Choć oczywiście w kwestiach podróżniczych każda zwłoka jest niedobra i zawsze na pytanie: jechać czy nie jechać, jedyną poprawną odpowiedzią jest – jechać! Najszybciej, jak się da!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz