Do Kpalimé dojechałam później niż zamierzałam,
bo choć na miejsce, z którego odjeżdżają taksówki stawiłam się zaraz po świcie,
to musiałam czekać półtorej godziny zanim kierowca uznał, że ma już
wystarczająco pasażerów i paczek do przekazania (międzymiastowe taksówki służą
także jako firmy kurierskie).
![]() |
stąd odjeżdżają taksówki do Kpalimé |
Na szczęście nikt tu nie robi problemu z niespełna dwugodzinnego spóźnienia i przewodnik, z którym byłam umówiona bez problemu zaakceptował przesunięcie czasowe wycieczki. Jej program przewidywał dwa punkty – spacer botaniczny i oglądanie wodospadu.
Najpierw trzeba było jednak wydostać się z miasta i wspiąć dość spory kawałek krętą górską drogą. To właściwie dodatkowa atrakcja, widoki tropikalnego lasu i gór są piękne, ale nie pokażę Wam ich, bo jechanie
na motocyklu bez kasku, pełną dziur, kamieni i zakrętów drogą, to dla mnie aż
nadto emocji i zdjęć nie robiłam.
Ale za to pokażę Wam, co było potem, kiedy wreszcie mogłam
stanąć na własnych nogach i zacząć podziwiać otaczający mnie świat.
Razem z przewodnikiem szliśmy trochę leśnymi, a trochę wiejskimi dróżkami,
przystając co chwilę, by oglądać:
tutejszą wersję gałki muszkatołowej,
kakao
![]() |
te malutkie, wyrastające z pnia kwiatuszki zamienią się w duże strąki kakao |
roślinę produkującą gąbki
![]() |
po namoczeniu wodą uzyskuje się bardzo fajną myjkę |
i roślinę wytwórcę pasty do zębów,
drzewo tekowe, którego wielkie liście są świetną alternatywą dla opakowań foliowych (no a drewno, to wiadomo),
kawę,
bawełnę
i inne.
![]() |
to na przykład roślina pasująca do Wielkanocy, ponieważ liście ma w kształcie serca Jezusa, z którego wytrysnęła krew i woda |
Odwiedziliśmy wioskę, która za sprawą botanicznych walorów stała się turystyczną atrakcją i która potrafiła ten fakt odpowiednio wykorzystać. Z pozoru jest to wieś, jak wiele innych, z prostymi chatami,
wodą dostępną w jednym kranie koło głównego placu itd.
![]() |
kran zamontowano tak sprytnie, że można nalewać wodę od razu do miski na głowie |
A jednak… działa tu sympatyczny, przyjazny turystom bar, w którym można się nie tylko napić, ale też kupić kawę z lokalnych upraw.
Artysta malarz tworzący batiki i obrazy na tradycyjnych tkaninach i wykorzystujący roślinne barwniki, prezentuje chętnym pracownię i opowiada o swojej twórczości (tylko nie pozwala robić zdjęć obrazom, bo ludzie wstawiają je potem na Facebooku, a on nie chce by jego prace były w „strumieniu śmieci”, którym jest ten portal).
A do tego, co kilkadziesiąt metrów stoją w wiosce kosze na śmieci.
Podobno co weekend jest akcja sprzątania, a te plastikowe torebki, które leżały na ulicach, to wynik działalności harmatanu, który przywiał je z innych wsi.
![]() |
gospodarstwo na obrzeżach wioski |
![]() |
i główny plac |
Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, ale na początku pisałam, że wycieczka składała się z dwóch części.
Po spacerze botanicznym znów musiałam wsiąść na nieulubiony
motorek i pojechać jeszcze kawałek w górę.
Na szczęście tym razem niezbyt daleko. Wystarczyły trzy zdrowaśki i już byliśmy na początku trasy do wodospadu. Zorganizowano to tak, że indywidualny turysta bez przewodnika nie ma najmniejszej szansy zorientować się, że właśnie tu należy zejść z żelaznej maszyny i wejść przez furtkę do ogrodu, który pełni wiele funkcji jednocześnie.
Tu zaczyna się szlak do wodospadu, ale też działa restauracja serwująca lokalne specjały oraz wino palmowe, które – jak powiedział jeden z panów raczących się trunkiem – jest organiczne, bio i eko.
Nie mogłam się z nim nie zgodzić, ale mimo wszystko wypiłam tylko jeden łyk z tykwy, która została napełniona dla mojego przewodnika.
![]() |
wino w wiaderku, tykwa służąca jako szklanka leży na pokrywce |
Droga do wodospadu to też spacer botaniczny, bo przecież wkoło rosną same ciekawe rośliny. Obejrzałam więc drzewo awokado,
dzikie ananasy,
![]() |
podobno raczej się nie nadają do jedzenia, coś jak nasze rajskie jabłuszka |
drzewo cola, którego orzechy są składnikiem coca-coli
![]() |
tu na drzewie |
![]() |
a tu już wyłuskane |
i rośliny, z których po stuknięciu wylatują gąbkowate ruloniki. Mój przewodnik rozpina na nich motyle, których jest kolekcjonerem. Teraz latało ich dość dużo, ale podobno za około 3 miesiące będzie sezon motyli i wtedy będzie można spotkać w okolicach Kpalimé mnóstwo tych latających obrazków.
Wodospadu, do którego dotarliśmy nie da się oczywiście
porównać z Niagarą czy Iguazu, ale tworzy bardzo przyjemne miejsce. Jest
zacisznie, stosunkowo chłodno i ładnie – czegóż chcieć więcej?
Ja uznałam, że wszystkie moje potrzeby zostały zaspokojone. W okolicach Kpalimé jest więcej wodospadów i pewnie można się też wybrać na bardziej ambitne górskie wycieczki. Więc jeśli będziecie w Togo, pamiętajcie, by tu przyjechać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz