Dla każdej polskiej wycieczki obowiązkowym punktem wizyty we
Lwowie jest cmentarz Łyczakowski. Nie mogłam i ja go pominąć, zwłaszcza, że w
słoneczny letni dzień, spacer po starym, zanurzonym w niczym nieskrępowanej
zieleni cmentarzu to nie tylko obowiązek, ale przede wszystkim ogromna
przyjemność.
Zanim zatem dotarłam do cmentarza Orląt, kwater powstańców
styczniowych czy grobów sławnych Polaków, długo chodziłam sobie wśród mniej lub
bardziej zapomnianych grobów. Już w drugiej połowie XVIII wieku, kiedy tworzono
cmentarz, postanowiono, że będzie miał charakter krajobrazowo-parkowy. Miał być
miejscem nie tylko pochówków, ale też spacerów i spotkań ze sztuką. Plan
cmentarza stworzył zarządca ogrodu botanicznego lwowskiego uniwersytetu, a
pomniki i kaplice są dziełem wybitnych rzeźbiarzy i architektów. Jeśli dołożymy
do tego starania matki natury, to nie ma się co dziwić, że cmentarz Łyczakowski
jest miejscem wyjątkowym. Dowolnie długo można się po nim przechadzać,
zastanawiać nad losem męża żony aptekarza, któremu nie dane było spocząć koło
swojej połowicy,
przyglądać pomnikom pięknym
lub dziwnym,
wyobrażać radców
dworu
i dzieci wyrwane z narażeniem życia sybirowi i carosławiu.
I tak wędrując sobie bez wyraźnego celu, dochodzi się w
końcu do części poświęconej młodym obrońcom Lwowa, którzy polegli w walce o
swoje miasto.
Najmłodszy pochowany tu żołnierz miał zaledwie 13 lat. Niewiele
starszy był jego nieznany z imienia i nazwiska kolega, nad którego prochami od
90 lat czuwają żołnierze na placu Piłsudskiego w Warszawie.
spośród takich mogił Jadwiga Zarugiewiczowa, matka poległego w walce studenta wybrała tę trumnę, którą zabrano do Warszawy
We Lwowie zaś leżą koło siebie chłopcy i
dziewczęta,
gimnazjaliści, studenci, rzeźnicy, architekci, modniarki…
Znalazło się
też miejsce dla Amerykanów, którzy przyszli Lwowiakom z pomocą.
Patrząc na
rzędy białych krzyży i obliczając w duchu wiek poległych, nie mogłam przestać
myśleć o tym, że może świat wyglądałby dziś zupełnie inaczej, gdyby tym
wszystkim szesnasto- siedemnasto-, dziewiętnastolatkom dane było dorosnąć,
rozwinąć skrzydła i powołać do życia nowe pokolenie. Kto wie ilu Mickiewiczów i
Szopenów utraciliśmy. A może wnuk kogoś z nich byłby dziś moim przyjacielem?
No ale cóż, Historia to bezlitosna pani. Nie da się z nią
dyskutować. Można się jedynie cieszyć, że nie zniszczyła wszystkich tak młodo i
że na cmentarzu Łyczakowskim możemy odwiedzać groby ludzi, którzy zdążyli nas
obdarować swoimi talentami. Miejsce wiecznego spoczynku znalazły tu na przykład
Gabriela Zapolska
i Maria Konopnicka.
W dniu pogrzebu poetki w całym Lwowie
ogłoszono żałobę i zawieszono czarne flagi. W kondukcie ulicami miasta przeszło
kilkadziesiąt tysięcy osób. A kiedy po zakończeniu uroczystości pogrzebowych
ludzie wracali do domów „na świeżej mogile konały w chłodzie jesiennym stosy
kwiatów, jakie kornie rzucano pod stopy wielkiej pieśniarki” (cytat znalazłam w
„Spacerze po Lwowie” S. Kopra). I choć wydarzenie to miało miejsce 106 lat temu,
Polacy do dziś pamiętają o Konopnickiej, jej grób łatwo wypatrzeć już z daleka,
bo wyróżnia się mnóstwem zniczy, wieńców i biało-czerwonych wstążeczek.
Łyczakowska nekropolia jest stara i groby, które najbardziej
interesują przybyszów znad Wisły też nie należą do najnowszych. Ale to nie
znaczy, że dziś nie dzieje się już na tym cmentarzu nic ważnego. U nas
szczęśliwie panuje teraz pokój, ale nie zapominajmy, że Lwów leży na Ukrainie,
a przez kraj ten niestety przetaczają się różne burze. Na cmentarzu zaś przybywa
grobów. Te związane z najnowszą historią Ukrainy to miejsca pochówku kilku
młodych ludzi, będących częścią Niebiańskiej Sotni, czyli stu ofiar
manifestacji i protestów nazwanych Euromajdanem.
Jakoś smutno się zrobiło, więc może dobrze, że to już koniec
spaceru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz