W małych miasteczkach w Polsce targi odbywają się zazwyczaj raz w tygodniu, w ustalonym dniu. Każdy wie, że zakupy w Wyszogrodzie robi się w piątki, a w Mszczonowie, dajmy na to we wtorki. W Beninie też są takie miejsca – na przykład niedaleko Grand Popo, nad rzeką Mono kupcy zbierają się w każdą sobotę.
Ale nie zawsze jest tak prosto. W niektórych miejscowościach targi odbywają się co pięć albo co sześć dni. Jeśli chce się wiedzieć, kiedy będzie następny, trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie, by nie wypaść z cyklu obliczeniowego. Osoba zewnętrzna, taka jak ja, w ogóle ma marne szanse odgadnąć, kiedy przypada kolejny dzień targowy. Na szczęście mam tu miejscowych znajomych, dzięki którym wiele spraw staje się łatwiejszymi.
Tak więc zaopatrzona w wiedzę i doborowe towarzystwo, pojechałam wczoraj na targ do Comè.
Przejeżdżałam przez to miasto wielokrotnie, bo znajduje się ono na trasie z Kotonu do Grand Popo, ale nigdy jeszcze nie miałam okazji być w nim prawdziwie. Nie wiem więc, jak wygląda Comè zazwyczaj. Natomiast w dzień targowy wre w sposób doprawdy imponujący.
Teoretycznie istnieje coś takiego, jak plac targowy, na którym są stragany i pawilony. Ale handel za nic ma wszelkie ograniczenia i wylewa się bujną strugą na ulice miasta.
Niektórzy kupcy mają szczęście i swoje artykuły mogą oferować w przyjemnym cieniu rozłożystego drzewa,
inni muszą się prażyć na asfalcie, ale nikogo to nie zniechęca. Bazar tętni życiem na wszystkich okolicznych ulicach i placykach.
A co można kupić na targu w Come? Wszystko oczywiście.
ta pani sprzedaje noże i sierpy |
Są tu warzywa, owoce,
ubrania, sztuczne włosy,
plecione maty
i rozmaite koszyki,
przyprawy,
okulary, drobne AGD, szczotki,
buty, a nawet dewocjonalia.
Sprzedawczynie korzystają z usług mobilnych pedikiurzystek i łącząc przyjemne z pożytecznym, pracują, jednocześnie dbając o urodę. Spragnieni klienci mogą nabyć rozmaite napoje w woreczkach.
Głód też nikomu nie grozi, bo w wielu miejscach rozstawiły się kucharki oferujące smażone na miejscu racuchy, jam
tu można kupić gotowany jam |
i inne przekąski.
Prawie wszystko na targu było ciekawe i przyciągające uwagę, jednak stanowczo najbardziej nie potrafiłam się oprzeć tkaninom. Sprzedają je zarówno panie chodzące pomiędzy straganami, jak i właścicielki miejsc w pawilonach handlowych. Tu kupuje się zdecydowanie wygodniej, jest miejsce, żeby materiał rozłożyć i przyjrzeć się dokładnie wzorowi, który często nie powtarza się równomiernie na całej powierzchni tkaniny i to, że na małym kawałku zobaczyliśmy drobne listki na zielonym tle zupełnie nie wyklucza istnienia na tym samym kuponie wielkich parasoli na tle niebieskim.
Poza tym, oglądanie tutejszych materiałów jest szalenie przyjemne i lepiej mieć do tego kawałek wolnej przestrzeni. Zwłaszcza, że nie da się kupić wszystkiego i trzeba dokonać bardzo niemiłej, lecz niezbędnej selekcji. O, na przykład pojawiła się właśnie kolekcja okolicznościowa na Dzień Kobiet.
Nie wiem, po co mi nawet jeden taki materiał, a już zakup większej ilości byłby zupełnie nierozsądny.
Musiałam więc dobrze się przyjrzeć i dokonać wyboru.
Padło na tę piękną panią, która zapewnia o sile, odwadze i empatii kobiet.
No i jestem teraz właścicielką sporego kawałka cudnej materii, z którą zupełnie nie wiem co zrobię. Po prostu nie umiałam jej nie kupić i już.
W wyniku szału zakupowego nabyłyśmy z B. jeszcze kilka
innych dziwnych przedmiotów.
bardzo w tym roku popularne czepki damskie |
A w końcu zmęczone upałem, gwarem i rwetesem oddaliłyśmy się do innej części miasta, nieco mniej opanowanej targowym uniesieniem.
motocyklowi taksówkarze gotowi, by odwozić klientów z zakupami do domów |
Udało nam się znaleźć bank wymieniający zagraniczną walutę i restaurację serwującą naprawdę zimne piwo (co nie jest w Benine częstym zjawiskiem).
Wszystko to razem pozwoliło nam zaliczyć dzień do udanych. A następny targ będzie za sześć dni.
PS autorką ładniejszych zdjęć jest B. Machul-Telus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz