środa, 30 listopada 2022

Wietnam - początek

 Gdybym znała ten kraj jedynie z literatury, zdjęć i filmów, pewnie na hasło Wietnam pojawiałyby mi się w głowie obrazy stożkowych kapeluszy albo z zupy pho. Obydwa te skojarzenia są jak najbardziej prawidłowe – kapelusze nosi wiele osób (zwłaszcza tych, które pracują fizycznie), 


a znalezienie pho nie powinno zając więcej niż trzy minuty, bez względu na porę i miejsce, w którym się znajdujecie.


Osobista wizyta posiada tę niezaprzeczalną zaletę, że pozwala do tych obiektywnych, dostępnych wszystkim skojarzeń dołożyć własne, subiektywne. I tak, dla mnie Wietnam oznacza wodę. I to nie tylko dlatego, że bez względu na to, kiedy się wybiorę, zawsze trafiam na porę deszczową. 

kompleks świątynny Bai Dinh w deszczu

Nawet bez opadów, Wietnam to według mnie kraina wody.


Prawie wszystko, co w tym kraju ciekawe, łączy się z wodą. Sajgon najbardziej podobał mi się, gdy z okna mieszkania niesłychanie gościnnej rodziny M/H patrzyłam na dostojną rzekę.

przed zaśnięciem i tuż po otwarciu oczu



Potem pojechałam oglądać deltę Mekongu, 

boczne rzeczne uliczki delty

kąpałam się w ciepłych wodach Morza Południowochińskiego, 

rybak ciągnie sieci, a w tle Lady Budda

płynęłam po Rzece Perfumowej, 


podziwiałam łódki z kolorowymi lampionami w Hoi An, 


kluczyłam wśród malowniczych wzgórz zatoki Ha Long


 i wpływałam w skalne tunele na rzece Ngo Dong. 

pod tą skałą można przepłynąć 

Nawet ze stołecznego Hanoi, przez które, z braku czasu, właściwie tylko przebiegłam, najbardziej podobało mi się jezioro i znajdująca się na nim wyspa ze świątynią.


Soczysta, bujna wietnamska zieleń – ta rosnąca dokoła 


i ta obficie dodawana do wszelkich potraw lokalnej kuchni – to też w dużej mierze zasługa wody.


Tak, stanowczo, gdy myślę o Wietnamie, widzę wodę…







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz