sobota, 27 listopada 2021

Benin znów

 Lubię wracać, tam, gdzie byłam już… Na ten taras w cieniu pomarańczy,


 nad brzeg szalejącego oceanu, 

kąpać się nie da, za to podziwiać można ile dusza zapragnie

do sklepików po sufit wypełnionych najpiękniejszymi tkaninami świata, 

miały być same tkaniny, ale pani tak ładnie poprosiła o zdjęcie...

na rozedrgane barwne bazary, 


do kieliszka chłodnego rose, 


na rude pyliste drogi 


i do ludzi, których poznałam i polubiłam.

w oczekiwaniu na wyciągnięcie sieci z rybami

Podoba mi się w Beninie i dobrze się tam czuję. Nie marznę, mogę chodzić w japonkach i nie muszę ukrywać mojego uwielbienia dla kolorów i wzorów, które w szarej Europie uchodzi za brak gustu i wyrafinowania. W ogóle, za każdym kolejnym pobytem w Afryce coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że w chwili moich narodzin w niebiosach panował jakiś bałagan i tylko przez niedopatrzenie trafiłam do Warszawy, a nie Grand Popo, Abomeyu czy na przykład Porto Novo.

gdzieś w Beninie

Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że Benin – jak i wiele innych państw tego regionu – nie jest miejscem idealnym. Widzę dziurawe drogi i wszechobecne śmieci. 

tu akurat dziur nie ma, ale ten asfalt czasy świetności ma dawno za sobą

Wiem, że życie ludzi często jest niezwykle trudne,

afrykański klimat w zastraszającym tempie zjada wszystko - drewno, blachę, tynk

 edukacja pozostawia wiele do życzenia a rządy nie należą do najlepszych.

szkoła w okolicach Grand Popo

A jednak, nawet gdy pot leci ciurkiem wzdłuż kręgosłupa, wodę trzeba czerpać z wiaderka, bo znów nastąpiła przerwa w dostawie prądu, a przed nosem przelatuje mi wyrzucona niedbale foliowa torebka, to i tak czuję, że jest dobrze. I że tu właśnie chcę być. Wśród ludzi, którzy wiecznie zajęci są pomaganiem sobie wzajemnie, a radość czerpią z faktu bycia przyzwoitymi osobami. Między mężczyznami o posągowych torsach, kobietami płynącymi nad ziemią niczym królowe wszechświata (nawet jeśli daleko im do wymiarów topmodelek)

nawet z wielkim bagażem na głowie albo dzieckiem na plecach, kobiety trzymają się prosto i chodzą z wdziękiem 

 i dziećmi, które potrafią cieszyć się ze wszystkiego, choć nie mają nawet ćwierci tego, czym obsypywane są nasze maluchy.

pełne napięcia oczekiwanie na rozkwitnięcie papierowych lilii

Piszę to w charakterze wstępu i wytłumaczenia. Jeżeli moje opowieści o Beninie, które – mam nadzieję – pojawią się już wkrótce, wydadzą Wam się nieco zbyt idealistyczne i egzaltowane, to bardzo proszę o wyrozumiałość. Weźcie pod uwagę, że macie do czynienia z osobą pozbawioną zdrowych zmysłów i owładniętą szalonym uczuciem. No i tęsknotą, bo piszę to wszystko, siedząc przy moim warszawskim biurku z widokiem na pogrążone w listopadowej smucie blokowisko. I aż po horyzont nie ma ani jednej palmy…

przed burzą w Ouidah

nawet tam, gdzie jest porządny asfalt, czerwona droga nie daje o sobie zapomnieć


z prawej strony wejście do najgościnniejszego benińskiego domu

wyciąganie sieci angażuje większość mieszkańców wioski

przydrożny stragan

Dassa

w tej okolicy miałam okazję obserwować proces wytwarzania benińskiego twarogu

Czarna Rzeka w okolicach Porto Novo



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz