Lubię wracać, tam, gdzie byłam już… Na ten taras w cieniu
pomarańczy,
nad brzeg szalejącego oceanu,
 |
kąpać się nie da, za to podziwiać można ile dusza zapragnie |
do sklepików po sufit wypełnionych
najpiękniejszymi tkaninami świata,
 |
miały być same tkaniny, ale pani tak ładnie poprosiła o zdjęcie... |
na rozedrgane barwne bazary,
do kieliszka
chłodnego rose,
na rude pyliste drogi
i do ludzi,
których poznałam i polubiłam.
 |
w oczekiwaniu na wyciągnięcie sieci z rybami |
Podoba mi się w Beninie i dobrze się tam czuję. Nie marznę,
mogę chodzić w japonkach i nie muszę ukrywać mojego uwielbienia dla kolorów i
wzorów, które w szarej Europie uchodzi za brak gustu i wyrafinowania. W ogóle, za
każdym kolejnym pobytem w Afryce coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że
w chwili moich narodzin w niebiosach panował jakiś bałagan i tylko przez
niedopatrzenie trafiłam do Warszawy, a nie Grand Popo, Abomeyu czy na przykład
Porto Novo.
 |
gdzieś w Beninie |
Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że Benin – jak i wiele
innych państw tego regionu – nie jest miejscem idealnym. Widzę dziurawe drogi i
wszechobecne śmieci.
 |
tu akurat dziur nie ma, ale ten asfalt czasy świetności ma dawno za sobą |
Wiem, że życie ludzi często jest niezwykle trudne,
 |
afrykański klimat w zastraszającym tempie zjada wszystko - drewno, blachę, tynk |
edukacja pozostawia wiele do życzenia a rządy nie należą do najlepszych.
 |
szkoła w okolicach Grand Popo |
A jednak, nawet gdy pot leci ciurkiem wzdłuż kręgosłupa,
wodę trzeba czerpać z wiaderka, bo znów nastąpiła przerwa w dostawie prądu, a
przed nosem przelatuje mi wyrzucona niedbale foliowa torebka, to i tak czuję,
że jest dobrze. I że tu właśnie chcę być. Wśród ludzi, którzy wiecznie zajęci
są pomaganiem sobie wzajemnie, a radość czerpią z faktu bycia przyzwoitymi
osobami. Między mężczyznami o posągowych torsach, kobietami płynącymi nad
ziemią niczym królowe wszechświata (nawet jeśli daleko im do wymiarów
topmodelek)
 |
nawet z wielkim bagażem na głowie albo dzieckiem na plecach, kobiety trzymają się prosto i chodzą z wdziękiem |
i dziećmi, które potrafią cieszyć się ze wszystkiego, choć nie mają
nawet ćwierci tego, czym obsypywane są nasze maluchy.
 |
pełne napięcia oczekiwanie na rozkwitnięcie papierowych lilii |
Piszę to w charakterze wstępu i wytłumaczenia. Jeżeli moje
opowieści o Beninie, które – mam nadzieję – pojawią się już wkrótce, wydadzą
Wam się nieco zbyt idealistyczne i egzaltowane, to bardzo proszę o wyrozumiałość.
Weźcie pod uwagę, że macie do czynienia z osobą pozbawioną zdrowych zmysłów i owładniętą
szalonym uczuciem. No i tęsknotą, bo piszę to wszystko, siedząc przy moim
warszawskim biurku z widokiem na pogrążone w listopadowej smucie blokowisko. I
aż po horyzont nie ma ani jednej palmy…
 |
przed burzą w Ouidah
|
 |
nawet tam, gdzie jest porządny asfalt, czerwona droga nie daje o sobie zapomnieć
|
 |
z prawej strony wejście do najgościnniejszego benińskiego domu
|
 |
wyciąganie sieci angażuje większość mieszkańców wioski
|
 |
przydrożny stragan
|
 |
Dassa
|
 |
w tej okolicy miałam okazję obserwować proces wytwarzania benińskiego twarogu |
 |
Czarna Rzeka w okolicach Porto Novo
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz