Rano włączyłam radio i dowiedziałam się, że najszczęśliwsi
są ludzie wydający pieniądze na podróże, książki i przyjemności.
szczyt szczęścia - księgarnia w dalekim egzotycznym kraju
Potem
otworzyłam skrzynkę mejlową i przeczytałam wiadomość od firmy Chat Sim (za
pomocą ich karty kontaktuję się ze światem podczas zagranicznych podróży),
która martwi się tym, że od dawna nigdzie nie wyjeżdżałam.
Postanowiłam natychmiast coś z tym wszystkim zrobić.
Ponieważ akurat nie mogę chwilowo nigdzie pojechać, a i pieniędzy lepiej nie
wydawać, po prostu poszłam się do kuchni, wyjęłam z szafki moje ukochane
książki Yotama Ottolenghiego i udałam się w bardzo przyjemną kulinarną podróż.
Przejrzawszy przepisy i sprawdziwszy co mam w szafkach i
lodówce, zrobiłam sobie ucztę co się zowie.
Z kuskusu, fety, szafranu i berberysu usmażyłam placuszki - bo wciąż jeszcze żywe są wspomnienia z Iranu,
placuszki dopiero będą, na razie są prawie wszystkie składniki (berberys schował się pod fetą)
zaś z brokułów, makaronu ryżowego i mleka kokosowego zrobiłam curry – bo dawno
już nie byłam na Dalekim Wschodzie i chętnie bym tam pojechała.
Kiedy kuchnia napełniła się zapachem curry, poprzechadzałam
się chwilę po gwarnej Khao San Road w Bangkoku,
ta ulica to jedna wielka jadłodajnia, spróbowanie wszystkich oferowanych tam dziwności kulinarnych przerasta nawet moje możliwości
skubiąc berberys, odwiedziłam bazar w
Kaszanie,
a ponieważ wciąż mi było mało, wyjęłam z lodówki słoik z chutneyem
cebulowym, dzięki któremu na moment przeniosłam się do Starego Delhi.
Właściwie
to pobyłam tam nieco dłużej, bo do obiadu czytałam książkę „Delhi. Stolica ze
złota i snu” (ładny tytuł, prawda?)
osobiście uważam, że ten tytuł bardziej pasowałby do Kalkuty
Prawdziwa zielona herbata prosto z Japonii (M. i K. dbają o
to, żeby mi jej nie zabrakło) dopełniła dzieła. Dzięki podróżom, książkom i
przyjemnościom mam dziś prawdziwie szczęśliwe popołudnie.
miło tak pobujać w obłokach nad Japonią
Czego i Wam życzę. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz