Uchodźcy
docierali z różnych stron. Drogą lądową i morską. Szlaki ewakuacyjne usiane są
ich grobami. Ci, którzy nie przetrwali podróży przez morze, mają jedną wspólną
symboliczną mogiłę. Do bezpiecznej przystani udało się dotrzeć 120 tysiącom
ludzi. Ponieważ jednak byli wycieńczeni i cierpiący na wiele zakaźnych chorób,
śmierć zbierała wśród nich obfite żniwo.
Brzmi
znajomo, prawda? Tylko że tym razem w ogóle nie mam na myśli Syryjczyków
próbujących się przedostać do Europy, a Polaków, którzy w 1942 roku
przybyli do Iranu.
symboliczna mogiła na cmentarzu w Teheranie
Choć w kraju
się nie przelewało, a uchodźcy wymagali opieki (20 tysięcy z nich to dzieci,
często sieroty) oraz stanowili ogromne zagrożenie epidemiologiczne, to gościnni
jak zawsze Irańczycy nie odmówili pomocy.
W Isfahanie,
nazwanym miastem polskich dzieci, utworzono 21 zakładów (nie mówiono o nich sierocińce, żeby nie budzić
bolesnych wspomnień), między innymi w pałacyku perskiego księcia
Soremidoule. W mieście otwarto polskie
szkoły, sanatorium i drukarnię wydającą podręczniki w ojczystym języku małych
uchodźców.
Ukazywała
się także w Iranie polska prasa: „Orzeł biały”, „Parada”, „Polak w Iranie”.
Cywile
zaczęli wyjeżdżać z Iranu po trzech latach. Niekoniecznie oznaczało to powrót
do Polski. Na przykład maturzystki zostały wysłane na studia do Libanu.
Zostało
niewiele osób, głównie kobiety, które w międzyczasie powychodziły za mąż za
Irańczyków (ich groby na cmentarzu katolickim świadczą o tym, że mężowie nie
kazali im się konwertować na islam i mimo wielu lat spędzonych w Iranie, panie
te nie zmieniły religii).
Śladem,
który pozostał po polskich uchodźcach do dzisiaj są oczywiście cmentarze.
W Isfahanie
polska kwatera na cmentarzu ormiańskim jest niewielka – 18 grobów (17 cywili i
jeden żołnierz)
– choć sam cmentarz jest bardzo duży.
cmentarz ma charakter leśny
Przy zamkniętej bramie
umieszczono informację, że wolny wstęp mają jedynie Ormianie.
na cmentarzu są także współczesne groby
Wszyscy inni
muszą najpierw uzyskać pozwolenie w katedrze. Na szczęście jednak strażnik
cmentarny dał się przekonać, że my z Lachistanu i że specjalnie przyjechaliśmy
odwiedzić groby rodaków. Po krótkiej rozmowie wpuścił nas bez pozwolenia.
w Isfahanie było najwięcej polskich dzieci
Na cmentarz
w Teheranie wybraliśmy się lepiej przygotowani, bo jeszcze przed wyjazdem,
zgodnie z instrukcją ze strony cmentarza:
http://doulabcemetery.com/pl/default.asp
napisałam do
ambasady i pani konsul poinformowała strażnika o naszej wizycie.
wejście do polskiej części cmentarza
Ale zdaje
się, że i bez tego nie byłoby problemów z wejściem, bo opiekujący się
cmentarzem i mieszkający tam razem z kilkoma królikami, kanapą oraz fotelami
pan jest bardzo sympatyczny. Polskich odwiedzających wita herbatą, ciasteczkami
a także różnoraką literaturą o historii cmentarza i Polaków, którzy na nim
spoczywają.
A jest ich aż 1937 – polska kwatera stanowi ponad połowę całego
cmentarza.
Jeśli będziecie
kiedyś w Teheranie, koniecznie wybierzcie się na cmentarz Dulab. Nie tylko dla
niecodziennej okazji wypicia popołudniowej herbatki na wygodnej kanapie na
cmentarzu,
ale przede wszystkim, by jeszcze raz pomyśleć o naszych rodakach. O
tym, jak wiele musieli wycierpieć, jak długa i trudna była ich droga ucieczki
od okropności wojny.
I o tym, że schronienie i gościnne przyjęcie znaleźli w
kraju dalekim i bardzo różniącym się od Polski. Myślę, że zwłaszcza dziś
powinniśmy o tym pamiętać.
Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej
OdpowiedzUsuń