Miniony rok nie był dla świata najlepszy. Pomyślałam sobie zatem, że dobrze byłoby ten zupełnie nowy i w
ogóle jeszcze nieznany rok powitać i
obłaskawić odrobiną magii. Postawiłam więc na kuchence rondel,
rozpaliłam pod nim ogień (żadne płyty, prądy i inne indukcje zupełnie się do
czarowania nie nadają) i zaczęłam wrzucanie. Najpierw suszone morele i wiśnie z
polskich sadów i ogrodów, żeby w kraju naszym kwitło i owocowało.
pięknie u nas, prawda?
Potem daktyle
mięciutkie i słodziutkie od Syryjczyka
mojego ulubionego.
sklep z daktylami. W Syrii
Na szczęście dla
ojczyzny jego udręczonej. Kiedyś największym centrum daktylowym była okolica
Palmyry. Doskonale pamiętam kilka spędzonych tam dni.
palmy w Palmyrze
Starego sprzedawcę
daktyli, który wpychał nam wprost do ust owoce świeże, suszone, kandyzowane i
sama już nie wiem jakie oraz poił hektolitrami Fanty. Przewodników wielbłądów z
dumą prezentujących własnoręcznie wykonaną mozaikę na małej fontannie w
daktylowym ogrodzie tuż przy palmyrskiej promenadzie kolumnowej. Właściciela hoteliku z widokiem na starożytne świątynie i teatr… Ich świata już nie ma, ale
mam nadzieję, że im samym udało się przetrwać. Do rondla wpadła jeszcze jedna garść daktyli.
Niech ten nowy rok lepszym im będzie!
trudno spokojnie oglądać te zdjęcia
Daktylową słodycz trzeba przełamać czymś ostrzejszym. Na
mojej nowej różowej tarce utarłam zatem kawałek imbiru. Dla przyjaciół z
północy, ponieważ pierwszy raz zobaczyłam na żywo rosnący imbir dzięki dwóm Finom, których często
wspominam, bo kojarzą mi się ze wspaniałymi wakacjami na malusieńkiej wysepce
tuż przy głównej wyspie Madagaskaru.
Tam właśnie imbir rósł sobie w charakterze
przydrożnego zielska. Pięknie było… a, zetrę jeszcze kawałeczek, niech się
Europie darzy, niech opuści ją trwoga.
ślę życzenia do Helsinek
Co by tu jeszcze? Może kilka fig. Znów za pomyślność
Bliskiego Wschodu, ale chyba sami przyznacie, że przyda im się dubeltowe
zaklęcie. Więc figi. Prawie takie jak te kupowane w małym sklepiku niedaleko
wejścia na teren Petry, cudownego miejsca, które szczęśliwie wciąż jeszcze jest.
Żeby w 2017 nic się tam złego nie stało.
jedno z piękniejszych miejsc, jakie w życiu widziałam. I wciąż można tam jechać
Teraz trzeba tylko wszystko dobrze wymieszać, żeby się
składniki przyjaźnie połączyły, dając smak bogatszy i pełniejszy niż gdyby się
kisiły we własnym sosie. No i jeszcze ważne wykończenie – sól i pieprz.
Kolorowe pieprzowe ziarenka sypię dla bliskiej memu sercu Afryki. Kilka
czerwonych kuleczek, dwie białe i trzy czarne.
pieprz jeszcze zielony
Może przyjechały do mnie z
Zanzibaru, tam gdzie najpiękniejsze morze świata? Niech mu się szczęści!
w czasie odpływu zanzibarskie kobiety pracują na swoich morskich plantacjach
A sól może być na przykład z senegalskiego
Różowego Jeziora, które wizytowałam tak niedawno i do którego tęsknię wzdycham
prawie codziennie. Niech się różowi!
Rety, z tego wszystkiego zapomniałabym o Indiach! Tam też
się przyda więcej dobra i pomyślności. A więc szczypta kolendry i szczypta kminu.
Na szczęśliwy rok.
niech nigdy nie stracą swoich kolorów
Noworoczny chutney gotowy. Pachnie i smakuje całym światem.
Sobie zostawię troszeczkę, a resztę ofiaruję z życzeniami szczęśliwości.
Dla
osób bliskich i dalszych, dla Was wszystkich. Szczęśliwego Nowego Roku!!
Duzo ciekawych wypraw dla wszystkich w 2017
OdpowiedzUsuńJa na Sylwestra wylatuję do Hiszpanii i już wiem, że to będzie najlepsze zakończenie 2024 roku i najlepszy początek 2025. Na https://espania.pl/ znalazłem wiele miejsc, które chcę zwiedzić z ukochaną, a o północy w noc sylwestrową uklęknę przed (mam nadzieję) moją przyszłą żoną.
OdpowiedzUsuńWow! Wszystkiego najlepszego na nowej, tak pięknie rozpoczętej drodze życia! :)
Usuń