Wiem, że wierni czytelnicy czekają na kolejny odcinek
opowieści o Laosie i miałam już nawet przygotowaną historię na dziś, ale moc
silniejsza ode mnie każe mi napisać o czymś innym.
Czytam właśnie książkę Dariusza Rosiaka o chrześcijanach na Bliskim Wschodzie i tak się składa, że akurat razem z autorem dotarłam do Urfy w tureckim Kurdystanie.
Czytam właśnie książkę Dariusza Rosiaka o chrześcijanach na Bliskim Wschodzie i tak się składa, że akurat razem z autorem dotarłam do Urfy w tureckim Kurdystanie.
Miasto
to, jako pierwsze założone po Potopie, ojczyzna Hioba oraz Abrahama i pierwsze, które przyjęło chrześcijaństwo nie
mogło zostać w tej książce pominięte. Nie mogło też nie znaleźć się na trasie
mojej wędrówki po Kurdystanie. I choć od tej wyprawy minęło już kilka lat,
doskonale pamiętam, że już wtedy wyjeżdżając z Urfy (w Biblii noszącej nazwę
Ur) żałowałam okrutnie, że spędziłam tam tak mało czasu. Na pocieszenie
obiecywałam sobie rychły powrót. I co prawda, jak głosi legenda, sam Jezus
napisał do Abgara, króla Urfy, że jego miasto przetrwa do końca świata, czyli
ciągle jest szansa, to jednak to co dzieje się ostatnio na Bliskim Wschodzie
nie napawa mnie optymizmem.
bazar miejski
Dlatego zamiast pędzić po bilet na samolot, po przeczytaniu
fragmentu o Urfie, sięgnęłam po album ze zdjęciami i bez reszty zatopiłam się
we wspomnieniach.
Przypomniałam sobie stawy ze świętymi karpiami.
Jak głosi
legenda, król Nimrod, któremu nie podobał się Abraham i jego krytyka pogaństwa,
postanowił pozbyć się proroka. Kazał zbudować wielką procę, z której wystrzelił
Abrahama w kierunku płonącego stosu. W
czasie, kiedy święty mąż leciał, Bóg zmienił ogień w wodę, a rozżarzone węgle w
karpie, które utworzyły ze swoich ciał miękkie lądowisko. Od tego czasu karpie
uważane są w Urfie za święte ryby. Swobodnie pływają sobie w kilku stawach w
centrum starej Urfy, a żaden mieszkaniec miasta nigdy w życiu nie ośmieli się zrobić
im krzywdy. Wokół stawów rozciąga się bardzo przyjemny park z wieloma
kawiarniami. Można usiąść sobie przy stoliku i przy szklaneczce tureckiej
herbaty (podawanej obowiązkowo w szklance w kształcie tulipana)
cieszyć się
chłodem bijącym od stawów z fontannami i obserwować święte ryby.
Niedaleko stawów znajduje się bardzo ważne miejsce – grota,
w której urodził się Abraham. Wspomniany już wcześniej król Nimrod prześladowania
Abrahama zaczął jeszcze przed jego narodzeniem. Przestraszył się przepowiedni,
według której wkrótce narodzone dziecię miało w przyszłości pozbawić go władzy.
Dlatego też – zupełnie tak samo jak później Herod – rozkazał zabić wszystkie
niemowlęta. Matce Abrahama udało się ukryć i urodzić syna w jaskini. Do tego
świętego miejsca wierni pielgrzymują do dziś. Ja też tam byłam. O, tu widać
wejście do budynku otaczającego grotę. Mężczyźni wchodzą z prawej strony,
kobiety z lewej.
Tuż obok stoi meczet.
Pamiętam jak fantastycznie było w jego wnętrzu. Na dworze 30 stopni, a tam nie
tylko, że było chłodno, to jeszcze tak cudnie pachniało różami…
Tak, w pamięci pozostało mi wiele takich chwil. Pyszne lody
(jadło się je nożem i widelcem) w kawiarni, której pracownicy co wieczór rozstawiali na
ulicy fontannę.
Zaułek krawców, gdzie podarte spodnie zszyto mi na poczekaniu tak rewelacyjnie,
że zupełnie nie było widać żadnego szwu.
w Warszawie dziura w jednej z dwóch par posiadanych spodni byłaby problemem, w Kurdystanie bez trudu znalazłam krawca (a kilka dni później szewca)
W zaułku tytoniowym
widoczni poniżej panowie poprosili mnie o
zdjęcie,
a panowie sprzedający orzeszki koło cytadeli, dali nam całą garść
świeżych fistaszków – do końca wyjazdu znajdowałam orzeszki w kieszeniach.
był akurat sezon na orzeszki - są czerwone, bo taki kolor mają świeże łupinki
I tych panów spacerujących po parku koło stawów tez doskonale pamiętam.
Pamiętam nawet gołębie, które mieszkały z nami w hotelu.
Strasznie się wierciły i musiałam się nieźle namęczyć, zanim udało
mi się zrobić im chociaż jedno znośne zdjęcie.
Mówię Wam, jak ja bym chciała pojechać jeszcze kiedyś do
Urfy! No nic, na razie wracam do książki Ziarno i krew. Podróż śladami
bliskowschodnich chrześcijan. Z niej pochodzi cała wiedza przekazana Wam w
tym wpisie. I być może nie należy winić pana Rosiaka za to, że dziś nie mogę myśleć
o niczym innym, tylko o Urfie, znanej tez jako Sanlıurfa, Edessa i Ur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz