Zgodnie z zapowiedzią zaczynam izraelskie opowieści. A że akurat dziś jest
czwartek, to na początek opowiem Wam, co przywiozłam do jedzenia. Przede
wszystkim figi, które są chyba najtrudniejszym na świecie towarem do przewożenia. Z jajkami
bym się mniej cackała, całą podróż z Tel Awiwu do domu oka z nich nie spuszczałam, własną piersią zasłaniałam i pilnowałam, żeby mi się przypadkiem
nie zgniotły, a i tak dwie musiałam wyrzucić. Szczęśliwie reszta przetrwała i
oto sałatka, o której wspominałam już wczoraj. Polski ser, tunezyjski tymianek,
izraelskie figi i orzechy włoskie – prawdziwie multietniczna sałatka!
Pewnie równie dobra byłaby z zatharem, który kupiłam na
telawiwskim bazarze,
ale to nic, zathar to moja ulubiona przyprawa, na pewno się
nie zmarnuje. Najbardziej lubię go zjadać z twarożkiem wiejskim, ponieważ jednak
tym razem kupiłam nie tylko wersję podstawową, ale też taką z czosnkiem, to
może odkryję nowe ciekawe zastosowania zatharu.
nie wiem, która to wersja, bo obie wyglądają tak samo...
Na razie nie zrobiłam jeszcze zbyt wiele potraw z użyciem
izraelskich zdobyczy, ale któregoś dnia powstanie z tego cały obiad –
przystawka z zatharem, danie główne z
mieszanką do ryżu. Kupiłam ich 5 rodzajów, nie wiem dokładnie, co w sobie
zawierają, będę zatem eksperymentować.
taką mieszankę należy gotować razem z ryżem
A na deser oprócz chałwy - której zakup nie był łatwy, bo po
spróbowaniu wszystkich dostępnych rodzajów zasłodziłam się tak kompletnie, że
zupełnie nie wiedziałam, którą wybrać
– kandyzowane owoce i kwiaty.
szczególnie smakują mi mandarynki, rozpoznajecie je?
Zapowiada się wspaniale, prawda?
Przyprawa do ryżu nie wygląda zachęcająco, jak takie robaczki co żyją pod kamieniami...;) ale Twarożek z czosnkowym zatharem bym zjadła :)
OdpowiedzUsuńTo ziarenka i fasolki różne :). Na twarożek zapraszam
Usuń