W upalne sierpniowe dni rzadziej niż zwykle mam ochotę na
stanie przy kuchni. Ale jeść lubię nieustannie, najlepiej dania, które
dostarczają mi nowych wrażeń smakowych. Dlatego ostatnio eksperymentuję z
letnimi sałatkami. Najpierw idę do syryjskiego warzywniaka, w którym zawsze można
znaleźć coś ciekawego, a potem mieszam, łączę i wydziwiam. Wychodzi różnie, ale
czasem uda się uzyskać naprawdę pyszne dania. Hitem ostatnich dni jest sałatka
oliwkowa.
Podstawowy jej składnik to krojone oliwki w pikantnej zalewie, z
papryką i jakimiś arabskimi przyprawami. Można je jeść od razu w takiej
postaci, ale ja zawsze lubię coś pokombinować, więc dodałam do oliwek
marynowane wiśnie, bo tak mi jakoś podpasowały kształtem i wielkością. Kwaskowe wiśnie w
czerwonym occie winnym, z lekkim aromatem goździków okazały się idealnym
towarzystwem dla słonawych i pikantnych oliwek. I zdaje się, że będę musiała
zamarynować ich więcej, bo mieszanka wiśniowo-oliwkowa szalenie przypadła mi do
gustu i opróżniłam już większość słoiczków, które zrobiłam ze 2 tygodnie temu.
A jeszcze kiedy wpadłam na pomysł, żeby dodać do sałatki pokrojony w drobną kostkę
żółty ser, no to już po prostu nie mogłam przestać tego jeść!
Drugą ciekawą kompozycję stworzyłam również z wykorzystaniem
produktu syryjskiego. Tym razem był to ser. W wiadomym warzywniaku prawie
zawsze można kupić jakiś fajny bliskowschodni nabiał. Ja najbardziej lubię
otoczone przyprawami kulki twarogowe, które ugniata się z oliwą i zjada z cieplutką
pitą. Czasem jednak dla odmiany kupuję sobie co innego. Na przykład ser w
warkoczu, tak słony, że pan kazał mi go moczyć przed jedzeniem co najmniej pół
godziny. Postąpiłam zgodnie z instrukcją, namoczyłam, a następnie rozplotłam
warkocz, skróciłam serowe pasemka i posypałam nimi sałatkę z rukoli (z własnej
uprawy!) malin i moreli. Wyszła bardzo radosna kolorowa potrawa, która
obdarowała mnie tym, co lubię najbardziej, czyli przenikającymi się wzajemnie
wszelkimi smakami.
A do tego jeszcze ten ser przywołał wspomnienie pewnego
śniadania w drodze z Palmyry nad Eufrat. Maleńka oaza gdzieś w środku niczego,
pergola z winogron, pod którą siedziałyśmy razem z naszym kierowcą i jego
przyjaciółmi, zastawiony przez nich stół, a na nim arbuzy, chleb, jogurt i
ser. I ta atmosfera absolutnego spokoju i bezpieczeństwa. Ależ to były
wspaniałe czasy…
No nic, trzeba wracać do rzeczywistości. Została przecież do
opisania jeszcze jedna sałatka. Też niezwykle kolorowa, co zawdzięcza
dorodnym czarnym jeżynom i soczystemu złocistemu melonowi. Do tego biała feta,
zielona sałata i od razu uśmiech powraca na najedzone oblicze. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz