czwartek, 20 sierpnia 2015

Obiady czwartkowe


W upalne sierpniowe dni rzadziej niż zwykle mam ochotę na stanie przy kuchni. Ale jeść lubię nieustannie, najlepiej dania, które dostarczają mi nowych wrażeń smakowych. Dlatego ostatnio eksperymentuję z letnimi sałatkami. Najpierw idę do syryjskiego warzywniaka, w którym zawsze można znaleźć coś ciekawego, a potem mieszam, łączę i wydziwiam. Wychodzi różnie, ale czasem uda się uzyskać naprawdę pyszne dania. Hitem ostatnich dni jest sałatka oliwkowa.


 Podstawowy jej składnik to krojone oliwki w pikantnej zalewie, z papryką i jakimiś arabskimi przyprawami. Można je jeść od razu w takiej postaci, ale ja zawsze lubię coś pokombinować, więc dodałam do oliwek marynowane wiśnie, bo tak mi jakoś podpasowały kształtem i wielkością. Kwaskowe wiśnie w czerwonym occie winnym, z lekkim aromatem goździków okazały się idealnym towarzystwem dla słonawych i pikantnych oliwek. I zdaje się, że będę musiała zamarynować ich więcej, bo mieszanka wiśniowo-oliwkowa szalenie przypadła mi do gustu i opróżniłam już większość słoiczków, które zrobiłam ze 2 tygodnie temu. A jeszcze kiedy wpadłam na pomysł, żeby dodać do sałatki pokrojony w drobną kostkę żółty ser, no to już po prostu nie mogłam przestać tego jeść!

Drugą ciekawą kompozycję stworzyłam również z wykorzystaniem produktu syryjskiego. Tym razem był to ser. W wiadomym warzywniaku prawie zawsze można kupić jakiś fajny bliskowschodni nabiał. Ja najbardziej lubię otoczone przyprawami kulki twarogowe, które ugniata się z oliwą i zjada z cieplutką pitą. Czasem jednak dla odmiany kupuję sobie co innego. Na przykład ser w warkoczu, tak słony, że pan kazał mi go moczyć przed jedzeniem co najmniej pół godziny. Postąpiłam zgodnie z instrukcją, namoczyłam, a następnie rozplotłam warkocz, skróciłam serowe pasemka i posypałam nimi sałatkę z rukoli (z własnej uprawy!) malin i moreli. Wyszła bardzo radosna kolorowa potrawa, która obdarowała mnie tym, co lubię najbardziej, czyli przenikającymi się wzajemnie wszelkimi smakami.
 
A do tego jeszcze ten ser przywołał wspomnienie pewnego śniadania w drodze z Palmyry nad Eufrat. Maleńka oaza gdzieś w środku niczego,
 
pergola z winogron, pod którą siedziałyśmy razem z naszym kierowcą i jego przyjaciółmi, zastawiony przez nich stół, a na nim arbuzy, chleb, jogurt i ser. I ta atmosfera absolutnego spokoju i bezpieczeństwa. Ależ to były wspaniałe czasy…

 
No nic, trzeba wracać do rzeczywistości. Została przecież do opisania jeszcze jedna sałatka. Też niezwykle kolorowa, co zawdzięcza dorodnym czarnym jeżynom i soczystemu złocistemu melonowi. Do tego biała feta, zielona sałata i od razu uśmiech powraca na najedzone oblicze. Smacznego!
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz