czwartek, 7 sierpnia 2014

Obiady czwartkowe


To ostatni czwartkowy obiad w Tunisie. Jeśli wszystko dobrze się ułoży to za tydzień będę już nadawać z naszej kochanej Warszawy. Czas więc na podsumowanie.
Po ponad miesiącu spędzonym w Tunezji muszę stwierdzić, że jedzenie tu jest dość monotonne. We wszystkich restauracjach, barach i budkach szybkiej obsługi, niezależnie od tego czy będzie to „u Alego”, „chez Fransois” czy „Bella Italia”, menu wygląda identycznie. Brik, zupa jarzynowa, odżdża oraz kawałki mięsa podane na kuskusie albo na makaronie. No i oczywiście duuuużo bagietki.
typowa zupa, jarzyny, pomidory, kawałek kurczaka, harissa i kasza albo makaron


Na szczęście przed kulinarną nudą chronią niespodzianki, na które natykam się od czasu do czasu. Na przykład kilka dni temu, podczas pobytu w Susie, poszłyśmy do baru szybkiej obsługi, żeby znów zjeść bagietkę z mięsem. Okazało się jednak, że tym razem trafiłyśmy do miejsca wyjątkowego, w którym oprócz tradycyjnych kanapek sprzedawano też dość specyficzne racuchy. Przełożone pastą jajeczną, frytkami, oliwkami, tuńczykiem i sałatką pomidorową racuszki były nie tylko miłą odmianą dla kubków smakowych, ale też zupełnie nie obciążyły mojego budżetu, bo kosztowały mniej niż 1zł. Lubię takie niespodzianki J

 


Zaskoczeniem był dla mnie również sposób gotowania makaronu po tunezyjsku. Wcześniej wiedziałam, że w specjalnym podwójnym garnku gotuje się tu na parze kuskus i ryż. Nie przypuszczałam jednak, że można tak przyrządzić również makaron. A jednak. Tradycyjny kwadratowy makaron tunezyjski został umieszczony w górnej, durszlakowej części garnka, do dolnej zaś trafiło mięso, przyprawy i koncentrat pomidorowy, czyli składniki sosu. Następnie zarówno górną, jak i dolną warstwę polano oliwą, do mięsa dodano jeszcze trochę wody i wszystko to powędrowało na palnik kuchenki. Przez pierwsze dziesięć minut makaron tkwił jedynie w oleistych oparach, potem kucharz przełożył go na chwilę do miski i wymieszał z 2-3 łyżkami sosu ze spodu garnka. Następnie znowu wrzucił na górne sitko i taki obtoczony w sosie (ale nie zanurzony w cieczy) makaron gotował się jeszcze jakiś czas, aż do uzyskania stanu „al dente”. Dobry był!

 


Wczoraj natomiast ja wywołałam zdziwienie w restauracji, poprosiłam bowiem o sól. Tunezyjczycy kochają harissę i wszystko przyprawiają tą ostrą pastą paprykową, zupełnie ignorując moją ulubioną sól. Nie przypuszczałam jednak, że do tego stopnia. Będąc w dość eleganckiej restauracji (z obrusami), mieszczącej się przy głównej ulicy stołecznego miasta, spodziewałam się występowania chociaż jednej solniczki. Jednak kiedy o nią poprosiłam, wywołałam najpierw zdumienie, a potem lekką konsternację kelnera. Pomyślał chwilę, a w końcu odesłał mnie do działu przyrządzania pizzy, gdzie kucharz nasypał mi soli na talerzyk z serwetką. O, tak:

te ciemne kłaczki to jakieś składniki pizzy, które niechcący wpadły do soli
 
Na koniec jeszcze jedna fotka. Może nie jest szczególnie zaskakująca, ale zamawiając zwykła kawę nie spodziewałam się takiej słodkiej białej góry…

4 komentarze:

  1. Dobry sposób z tym makaronem, żeby go nie rozgotować.
    Ładne zdjęcie racuszka - kolorowe.
    Co do soli to ja się z takim zdziwieniem i konsternacją zetknęłam w południowych Chinach - bardzo byli zdziwieni, że chcę solić ryż. Tylko miałam o tyle gorzej niż Ty, że nie wiedziałam, jak im wytłumaczyć, co mi jest potrzebne. Pokazywałam gest solenia (posypywanie solą palcami), to przynieśli mi...widelec. A jak już w końcu kupiłam w sklepie sól i wszędzie ją ze sobą nosiłam to wszyscy patrzyli, jak solę ten ryż, pokazywali palcami bardzo zdziwieni. Nam się wydaje, że sól jest popularna wszędzie, ale właśnie wcale tak nie jest.
    A z tą kawą w białej milionowokalorycznej czapce, co było? Pewnie nie wypadało odłożyć czapeczki na spodek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo ryż prawidłowo gotuje się bez soli. A naszym kubkom smakowym to zupełnie nie w smak :) Ja w chinach nie byłam, ale słyszałam, że tam dosalanie, dopieprzanie czy jakiekolwiek inne doprawianie potrawy to obelga dla kucharza, bo znaczy, że źle ugotował. Zupełnie inaczej niż u nas "Specjalnie mało posoliłam, żeby sobie każdy doprawił do smaku".
      Bita śmietana była prawdziwa, nie z żadnego sprayu, a ja właśnie wyszłam z egzaminu. To co miałam sobie odmawiać :))

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że egzamin zakończył się sukcesem! Gratuluję w ciemno!

      Usuń
    3. Owszem! :)) Dziękuję bardzo

      Usuń