czwartek, 14 sierpnia 2014

Obiady czwartkowe


Jest czas podróży i jest czas powrotu. Rozpakowywanie plecaka, wspominanie, pranie, wspominanie, spotkania z bliskimi, wspominanie… A wspomina się oczywiście najlepiej przy stole zastawionym daniami, które poznało się w podróży.



Ja postanowiłam ugościć moich znajomych nie tylko harissą i marynowaną cytryną, ale też brikiem. Okazało się jednak, że to zadanie nieco ponad moje siły. Nawet z pomocą 2 doświadczonych kucharek, nie udało się usmażyć tego faszerowanego tuńczykiem i jajkiem placka, tak żeby ciasto stało się chrupiące, a żółtko pozostało płynne. Płaty do brika przywiozłam z Tunisu,
 
mieszankę tuńczykowo-serowo-cebulową zrobiłam z polskich artykułów, ale wyszła bardzo tunezyjsko w smaku. Posypałam ją obficie natką, którą tak miło się teraz kupuje – pęczki są ogromne, a listki duże, lśniące i aromatyczne.
 
Wszystko szło gładko i zgodnie z planem, do momentu, gdy do nafaszerowanych placków trzeba było wbić jajko i wszystko to usmażyć. W wyniku kucharskiego konsylium, pierwszy brik powędrował do piekarnika (że niby nie trzeba będzie przekręcać placka i się nie rozwali). Owszem, nabrał złotej barwy, ale białko się nie ścięło, a całość przykleiła się do papieru do pieczenia. W smaku był nawet dość dobry, więc zjadłszy efekt eksperymentu, przystąpiłyśmy do kolejnej próby, tym razem smażąc brika na patelni.
 
Pomimo wielu zabiegów efekt był dość podobny, z tym, że tym razem ścięło się nie tylko białko, ale też i żółtko. Trzecia próba (wbijanie jajka, gdy placek jest już trochę podsmażony) też się nie udała i śmiało mogę stwierdzić, że zrobienie dobrego brika to duża sztuka! Wpisuję tę potrawę na listę dań trudnych, przyznając mu wysokie miejsce (może nawet w pierwszej trójce).
a wygląda tak niewinnie...
 
Na szczęście menu tego wieczoru nie ograniczało się do brika i goście wyszli nakarmieni nie tylko tuńczykowym farszem, ale też keftedżi, czyli sałatką ze smażonych warzyw. W Tunisie widziałam, jak się ją przyrządza i teraz postanowiłam przetestować moją pamięć i odtworzyć tę potrawę. Robi się ją dość prosto, choć wymaga nieco pracy i czasu. Różne warzywa (papryka, ziemniaki, dynia, pomidory, cebula) smaży się oddzielnie na głębokim tłuszczu, a potem wszystko sieka, miesza razem z sadzonym jajkiem i obficie posypuje natką wymieszaną z cebulą.
wszystkie usmażone warzywa należy zmasakrować i wymieszać
 
Zadanie jest nietrudne, pamiętać tylko należy o tym, że warzywa mają w sobie wodę i wrzucane na gorący olej pryskają, pozostawiając niemiłe ślady na kuchni oraz rękach wrzucającego. Poza tym, okazało się, że smażone pomidory płaczą. Słowo daję! Każdy wrzucany do garnka pomidor wydawał z siebie tak straszliwy pisk, że aż mnie zęby rozbolały.
 
Na szczęście trwało to tylko chwilkę. Warto zatkać uszy i nie rezygnować z przyrządzania keftedżi, bo smakuje wybornie, tak na ciepło, jak i na zimno. Potrawę tę podaje się oczywiście z bagietką,
bagietka musi być (zdjęcie oczywiście z Tunisu)
 
 a w wersji polskiej także z lampką (no, może dwiema) dobrego wina. A potem to już tylko zimny arbuz i gorące wspomnienia…

5 komentarzy:

  1. Moje ręce przy patelni są! Teraz wszyscy wiedzą, że brika zrobić nie umiem ;) Pyszny jest i zamierzam nauczyć się wykonywać go poprawnie. A w tej wybornej sałatce to jajko sadzone się sieka czy to może być omlet?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jajko smaży się w tym samym oleju, a potem sieka. W wersji tunezyjskiej było jeszcze dodatkowe całe jajko sadzone położone na wierzchu mieszanki warzywnej, ale ja uznałam, że to już chyba przesada.

      Usuń
  2. A jakie sa pozostale 2 potrawy z pierwszej najtrudniejszej trojki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd się przyznać, ale nie umiem robić naleśników, rwą mi się. Boję się też ciasta drożdżowego. No i słabo wychodzą mi ogórki kiszone, ale to pewnie przez niechęć do ścisłego przestrzegania proporcji podanych w przepisie...

      Usuń