sobota, 9 sierpnia 2014

O czym zapomniałam...


Sprawy załatwione, pieniądze wydane do ostatniego dinara, czas pakować plecak i ruszać w drogę do domu. Przy okazji warto też zrobić przegląd fotografii i wspomnień. Niby wszystko opisywałam na bieżąco, a jednak okazuje się, że umknęło mi wiele rzeczy. Pozwólcie więc, że dziś opowiem kilka historyjek, które łączy jedno – Tunezja.



Najpierw wizyta w muzeum pieniędzy. Odkryłyśmy je kiedyś zupełnie przypadkiem, bowiem przewodnik o nim nie wspomina. A szkoda, bo to piękne miejsce. Nie jestem jakąś zapaloną miłośniczką numizmatyki, ale muzeum zrobiło na mnie wrażenie. I to wcale nie dlatego, że obejrzeć w nim można starożytne monety
 
czy banknoty z różnych krajów arabskich (zdecydowanie najładniejsze są algierskie).
prawda, że ładne?
 
o, są nawet z bocianami
 
Najbardziej spodobał mi się sam sposób zaprezentowania wystawy. We wnętrzu muzeum można poczuć się trochę jak w planetarium,
 
wszystko tak skrzy się i migoce.
 
Żeby ułatwić zwiedzającemu dokładne obejrzenie eksponatów, przy gablotach zainstalowano specjalne prowadnice ze szkłami powiększającymi
 
oraz przyciski, za pomocą których przekręca się tablice z banknotami tak, żeby można było przyjrzeć się obu ich stronom. Atrakcyjność muzeum potęguje dodatkowo jego dyrektor, który nie tylko gości polskie turystki w swoim gabinecie, ale po wizycie odprowadza je do samych drzwi wyjściowych z budynku (musiał w tym celu opuścić gabinet, zamykając drzwi na klucz, zejść po schodach na parter i przejść całą salę wystawową). Dlatego też będąc w Tunisie, pamiętajcie koniecznie o muzeum pieniędzy, które mieści się przy al. Muhammada V.



A teraz scenka rodzajowa, którą obserwowałyśmy jedząc briki w pewnej małej knajpce w Susie.
o, gdzieś tam...
 
Przypomniało mi się dziś, że nie opisałam jej w rozdziale poświęconym wycieczce do tego miasta, a szkoda, żeby taka piękna historyjka się zmarnowała. Było tak: siedzimy na krzesłach wystawionych na wąskiej uliczce przed restauracją.
a może tam...
 
Naprzeciwko dwóch panów pali sziszę, z lewej kot rozgrzebuje jakieś śmieci, z prawej wznosi się niewielka górka z piasku. Idący ulicą mały, może 4-letni chłopiec, postanowił umilić sobie wędrówkę, przechodząc - zamiast po płytach chodnikowych – po tym właśnie piasku. Oczywiście natychmiast nasypało mu się do butów, więc, gdy tylko znów znalazł się na ulicy, usiadł na krawężniku i zaczął nieporadnie otrzepywać stopy i wysypywać piasek z butów. W tym momencie na naszą uliczną scenę wkracza młody, dwudziestokilkuletni chłopak. Zobaczywszy dziecko próbujące pozbyć się piasku, nie zastanawiał się nawet chwili. Przykucnął, wytrzepał buty, spytał „jak masz na imię?”, oczyścił stopy chłopca i założył mu z powrotem obuwie. Następnie wstał, pogładził małego Muhammada po główce i poszedł w swoją stronę. Nie wiem jak Wy, ale ja sobie czegoś takiego na Piwnej czy Świętojańskiej nie wyobrażam.

Nie pisałam też chyba jeszcze nigdy o tym, że Tunezja to królestwo, nie chyba raczej cesarstwo kotów. W życiu nie widziałam takiego natłoku tych czworonogów. Są naprawdę wszędzie, co zaraz udowodnię. O, proszę:
koty uliczne
 
koty podwórkowe
 
ten upatrzył sobie na legowisko maskę samochodu
 
a ten za nic ma starożytną kartagińską mozaikę
 
tu widać co się dzieje, gdy ktoś na chwilę odłoży torbę
 
a tu otworzyłam drzwi do mojego pokoju

Okazuje się też, że jakoś przeoczyłam wizytę w Kartaginie. To znaczy byłam tam oczywiście i to nawet dwa razy, ale nie opisałam tych wypraw. Obiecuję, że się poprawię, ale to już chyba następnym razem, bo trochę nie wypada Kartaginy upchnąć razem z kotami…

2 komentarze:

  1. Bardzo fajna scenka rodzajowa z piaskiem w tle. Myślę jednak, że coś takiego i u nas mogłoby się zdarzyć, może nie na Marszałkowskiej, gdzie ludzie pędzą za swoimi sprawami, ale na Czarnoleskiej czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to masz wiarę w człowieka! Ja się obawiam, że gdyby u nas obcy mężczyzna przykucnął koło dziecka, to by była afeeera...

      Usuń