poniedziałek, 3 kwietnia 2023

KrajKuchnia - Mjanma

 Z dzisiejszym państwem mam kłopot lingwistyczny. Gdybym sama układała kolejność krajów, których potrawy przyrządzam, już dawno mielibyśmy Birmę zaliczoną (miałaby numer 22, między Białorusią a Boliwią). Ale że posiłkuję się listą z Wikipedii, dopiero teraz, jako 115., pojawia się Mjanma. 


Nazwa ta nie tylko brzmi dziwnie i kiepsko się zmienia w przymiotniki, określenia mieszkańców itp., ale też jest nieco niepewna politycznie. Nasz kraj niby uznał Mjanmę i od 2012 roku tak się powinno to państwo nazywać, ale Birma jest także dopuszczalna, zwłaszcza w tekstach nieformalnych. 


I prawie wszyscy tej nazwy używają, bo sami pomyślcie – jak mówić na przykład o tamtejszym jedzeniu, że już o mieszkańcach Mjanmy nie wspomnę. Zatem – choć jesteśmy w trakcie realizacji państw na literę M – będę tu pisać o Birmie, Birmańczykach i birmańskim jedzeniu. Które, jak pamiętam, jest dobre i dziwne. 

zupełnie nie pamiętam, co to było, ale wiem, gdzie to jadłam

Niestety miałam okazję próbować go bardzo dawno, w czasach przed powstaniem Wypraw Zagawy i nie mam żadnych notatek na ten temat. 

fotografie birmańskiego menu nie pomagają jakoś szczególnie

W pamięci pozostała mi jedynie kiszona herbata, ale są dowody na to, że jadłam tam różne rzeczy.

o. proszę

W ogóle, przeglądam birmańskie zdjęcia i myślę sobie, że chętnie bym się jeszcze raz tam wybrała, bo to piękny i ciekawy kraj. 



Niestety ciągle dzieje się w nim coś złego i chwilowo chyba jedyną formą zbliżenia się do Birmy jest właśnie oglądanie zdjęć. No i oczywiście gotowanie birmańskiego jedzenia.


Może to być na przykład kaukswe, czyli curry podawane z makaronem. By je przyrządzić potrzebujemy:

nie zauważyłam, że ustawiłam do zdjęcia niewłaściwą puszkę.
Kukurydza nie jest do kaukswe potrzebna

za to pędy bambusa, jak najbardziej

makaron ryżowy, mleko kokosowe, tofu, imbir, czosnek, kostkę rosołową, cebulę, mąkę z ciecierzycy i pędy bambusa. No i przyprawy: kmin, kurkuma, kolendra i chili.


A jako dodatek, czyli posypka po wierzchu mogą być orzeszki i smażona na chrupko cebulka.

zamiast zwykłej cebuli użyłam przywiezionej niedawno z Bangkoku posypki,
w skład której wchodzą też liście limonki i chili (pyszna jest i pięknie pachnie)

Zaczynamy standardowo, czyli podsmażamy posiekaną cebulę, czosnek i imbir z dodatkiem chili. Kiedy wszystko się pięknie zezłoci i zacznie przyjemnie pachnieć, dorzucamy pokrojone w kostkę tofu,


 resztę przypraw i ze 2 – 3 łyżki mąki z ciecierzycy oraz dolewamy mleko kokosowe. To ważny moment, trzeba dobrze wymieszać mąkę, żeby nie zrobiły się krupy. Gdy całość osiągnie konsystencję gładkiej gęstej śmietany, dorzucamy jeszcze pędy bambusa i wszystko razem gotujemy około kwadransa.


Czekając, aż curry będzie gotowe, zalewamy wrzątkiem makaron i gotujemy chwilę lub zostawiamy pod przykryciem (na opakowaniu powinny być szczegółowe instrukcje).


Potem wykładamy makaron na talerz, przykrywamy curry (które na koniec doprawiamy sokiem z cytryny oraz ewentualnie solą)


 i posypujemy orzeszkami oraz cebulką.


Zjadamy birmańskie kaukswe z przyjemnością, wyciągając z zakamarków pamięci wspomnienia z dalekiego kraju.





A następnym razem wybierzemy się znacznie bliżej – będzie danie z Mołdawii. Zapraszam!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz