piątek, 15 lutego 2019

Benin (i trochę Togo)


Zawsze zazdrościłam dawnym podróżnikom, którzy wypełniali białe plamy na mapie świata. Jechali w nieznane, poznawali, odkrywali, dotykali tajemnic. A dziś co? Wszystko jest już zbadane i opisane. Tak mi się do tej pory wydawało.
Wyjazd do Beninu odmienił mój pogląd.


Zacznijmy od tego, że chociaż kraj ten oczywiście widnieje na mapach, to w naszej części świata wiedza o jego istnieniu jest praktycznie zerowa. Spośród wszystkich osób, którym mówiłam, gdzie planuję spędzić urlop, właściwie tylko jedna A. nie spytała: gdzie to? I co to w ogole jest – miasto, region, kraj? (a że A. jest z wykształcenia afrykanistką, więc nie powinnam jej chyba wliczać do statystyk).
Pojechałam zatem poniekąd w nieznane. Liczne przesiadki i międzylądowania utwierdziły mnie w przekonaniu, że wybieram się na koniec świata.

lubię takie końce świata 

Na miejscu zaś okazało się, że mam szczęście i dotykam białych plam. Nie w sensie geograficznym. Zarówno Benin, jak i Togo (byłam trochę tu i trochę tu) są jak najbardziej opisane, obfotografowane i zaopiekowane przez mapy Google’a i inne internety. Na pierwszy pobieżny rzut oka są to zwykłe afrykańskie kraje – gorące, 


trochę chaotyczne, 


bardzo kolorowe. 


Wystarczy jednak spojrzeć odrobinę uważniej, by stwierdzić, że wkraczamy w nieznane. 
Voodoo  kojarzy nam się wyłącznie z pozbywaniem się wrogów za pomocą wbijania szpilek w specjalne laleczki. To zasługa, czy raczej wina głównie twórców z Hollywood. Tymczasem prawdziwe vodun (tak najczęściej zapisuje się tę nazwę w Afryce Zachodniej i tak ja będę ją pisała) to religia, a także kultura i tradycja od zawsze towarzysząca życiu Benińczyków i Togijczyków. 

Vodun dla lepszego i bardziej oświeconego świata - tak napisano na trybunie, która służy obchodom narodowego święta Beninu

Dla europejskiego oka nieco zadziwiająca, ale jak najbardziej prawdziwa i poważna. Nie żadne fiku miku czary mary, tylko głębokie duchowe przeżycia. Vodun nie jest atrakcją turystyczną ani zabawą i podczas dwutygodniowego pobytu nie da się poznać jego tajemnic. Dzięki wspaniałej przewodniczce, B. (http://www.eduafryka.org/) udało mi się nie przegapić kilku fetyszy


 i zauważyć drobne znaki, które z pewnością umknęłyby niewprawnemu oku.

sama nie wpadlabym na to, że kijek, kokosowe łupiny i flaga to obiekty sakralne

 Jednak zobaczyć a poznać i zrozumieć to dwie różne sprawy. Dlatego nie spodziewajcie się tu kompendium wiedzy o vodun (kupiłam co prawda stosowną książkę, ale po francusku, więc przeczytanie jej zajmie mi dłuższy czas). 


Pokażę Wam tylko to co widziałam i czego doświadczyłam (dzięki nieocenionej B.).

szaman reklamujący swoje usługi

kapliczka

w środku może wyglądać tak

albo tak

świątynia

zangbeto, czyli strażnik wioski i nocy, podczas wspaniałej uroczystości, o której szczegółowo opowiem już wkrótce

Gdyby zaś pojawiły się Wam dręczące i nieznajdujące odpowiedzi pytania, to wpisujcie je w komentarzach – przekażemy do Beninu i może na niektóre z nich uda się znaleźć odpowiedzi.

pozdrowienia z Beninu

2 komentarze:

  1. Widać każdy człowiek musi wierzyć w jakąś inną, obcą siłę sprawczą, która na całym świecie przybiera różne nazwy i trochę zwalnia ludzi z odpowiedzialności za swoje życie. Powiedzenie „Bóg (lub tu wstawić odpowiednią nazwę bóstwa) tak chciał” pomaga często przeżyć spadające na ludzi tragedie lub dziękować za szczęście.

    OdpowiedzUsuń