czwartek, 11 października 2018

Obiady czwartkowe


Pustynne danie powstaje tak:
Najpierw zagraniczne turystki zostają wysłane na najwyższą wydmę w celu podziwiania zachodu słońca,




 a tuareski opiekun rozpala ognisko. 

czarna plamka na środku to nasz samochód, przed nim widać pomarańczowy punkcik, czyli ognisko. Tuareg, Osman to ta kropka na lewo

Potem, gdy jest już ciemno, Osman zagniata ciasto na chleb. Siada sobie wygodnie, zanurza ręce w miednicy i miesza, cały czas jednocześnie opowiadając o tym, że gdyby nasza wyprawa była dłuższa i trwała 17 dni, to zabrałby nas na takie wydmy, przy których te tutaj to po prostu brzydkie kaczątka. Na tamtych każdy – Włoch, Szwajcar czy Polak – widząc zachód słońca, płacze prawdziwymi łzami. 

nie miałam aż 17 dni, więc mogę Wam pokazać jedynie te gorsze wydmy :)

Swoją opowieść Osman wzbogaca, rysując na piasku różne kółka i linie faliste. Że jednocześnie wyrabia ciasto? To nic, piasek i tak jest wszędzie – w oczach, uszach, włosach i zębach. Kilka ziarenek w chlebie nie sprawi nikomu różnicy.


W kolejnym etapie Osman rozgarnia ognisko – niedopalone drewno na jedną stronę, żar i popiół na drugą. Na oczyszczony w ten sposób kawałek gorącego piasku zgrabnym ruchem wyrzuca ciasto z miski. 


Następnie zasypuje je starannie popiołem i czeka około 15 minut, po czym odwraca placek na drugą stronę. Kolejne kilka minut i pustynny chleb jest już prawie gotowy. Trzeba go jeszcze tylko trochę oskrobać z piasku i popiołu.
Odłamujemy po kawałku gorącego chleba. Jedzony przy ognisku, z milionem gwiazd nad głową, smakuje znakomicie.
Okazuje się jednak, że to nie koniec przepisu. Bochenek zostaje pokruszony, a następnie zalany sosem pomidorowym z makaronem.


Wszystko wygląda i pachnie zachęcająco. Niestety, nie jest to historia z happy endem. Gdy już bowiem wydaje się nam, że za chwilę zjemy smaczny posiłek, z ciemności wyłania się Ali z butelką żółtawego płynu w ręce.
Na nic nasze prośby i rozpaczliwe machanie rękami. Każda porcja popisowego tuareskiego dania zostaje okraszona dwoma chlupnięciami zimnego koziego tłuszczu, którego smak, a przede wszystkim intensywny zapach zabijają wszystkie inne cechy potrawy.

na pierwszym planie miska z chlebem, za nią garnek z sosem, a zza niego wystaje butelka z zabójczym tłuszczem

Ja byłam dzielna, zjadłam wszystko i tylko stanowczo odmówiłam dokładki. A. poddała się w połowie porcji…



7 komentarzy:

  1. Wygląda rewelacyjnie, ale ten kozi tłuszcz faktycznie nie zachęca. Ale widoki przepiękne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Obudziło to moje wspomnienia z sześcioletniego naszego życia w Katarze ... Pustynia, namiot, zachody słońca .. . Mnóstwo wspomnień ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam mnóstwo wspomnień z sześciodniowego pobytu na pustyni, sześć lat to dopiero musisz mieć prawdziwe mnóstwo! :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Oj była... ale taka w najlepszym wydaniu - emocji dużo, ale bez strachu.

      Usuń
  4. Prawda? Aż cięzko sobie wyobrazić, jak wyglądają wydmy lepsze.

    OdpowiedzUsuń