niedziela, 21 października 2018

Spacer po Algierze cz. 2


Właściwie każdy Algierczyk, z którym rozmawiałam, wcześniej czy później pytał mnie, czy byłam już w Kasbie. Ta najstarsza część stolicy na pierwszy rzut oka różni się od pozostałych dzielnic tylko tym, że większy tam rozgardiasz, a budynki są w nieco gorszym stanie niż kamienice w centrum.

no i jeszcze ulice są nieco węższe...

Z nielicznych informacji, jakie udało mi się przed wyjazdem znaleźć w internecie wynikało, że powinnam się Kasby obawiać, nie chodzić bez eskorty itp. Może i wzięłabym do siebie te uwagi, gdyby nie to, że pierwszy raz znalazłam się tam niechcący. Nie było żadnych linii oddzielających poszczególne dzielnice, ja po prostu szłam przed siebie i w którymś momencie okazało się, że jestem w Kasbie. 

publiczne prysznice są w każdym algierskim mieście

A ponieważ dokoła nie otaczały mnie diabły rogate, tylko tak samo przyjaźni i życzliwi ludzie, jak i w innych częściach miasta, więc spokojnie poszłam dalej. Algierskie stare miasto różni się od innych arabskich starówek tym, że położone jest na zboczu góry

ciagle trzeba chodzic po schodach

 i zabudowane francuskimi kamienicami. 


Jednak duch panuje tam zdecydowanie arabski. 


Począwszy od malowideł naściennych, 


poprzez panów żywo omawiających na ulicach sprawy najważniejsze, 


po bawiące się na małych placykach dzieci.


Główną atrakcją turystyczną Kasby jest Muzeum Sztuki Ludowej i Tradycji. Można w nim obejrzeć dawne urządzenia do wyciskania oliwy z oliwek, 


tradycyjne stroje i meble, ale najciekawszy jest sam budynek muzeum. Zbudował go w 1570 roku osmański oficer, ale na pałac przerobił Khaznadji Hassan Pasza, królewski skarbnik, który chciał, by zamieszkała tu jego córka. Dzięki temu dziś można podziwiać i klatkę schodową wyłożoną pięknymi kafelkami


 i kręcone kolumienki, pomiędzy którymi można popatrzeć na przestronne patio 


i iście królewskie złote łoże.


Niedaleko muzeum, na samym dole Kasby, znajduje się najbardziej znany algierski meczet. 

meczet Ketchaoua

Zbudowano go w 1612 roku, potem – podczas panowania francuskiego – został przerobiony na katedrę świętego Filipa i dopiero po uzyskaniu przez Algierię niepodległości (w 1962 roku) znów uczyniono z niego meczet. Do środka niestety nigdy nie udało mi się wejść, bo albo była akurat piątkowa modlitwa i nie należało przeszkadzać, albo drzwi były zamknięte na głucho. Ale i zewnętrzne oględziny dały dużo satysfakcji – popatrzcie sami.





Na szczęście – zupełnym przypadkiem – do stojącej na nadmorskim klifie Bazyliki Matki Boskiej Afrykańskiej, 

ta świetlistość na wzgorzu to właśnie bazylika

przyjechałam akurat w czasie dwóch godzin, kiedy kościół jest otwarty dla turystów. 



Ucieszyło mnie to bardzo, bo wnętrze nie tylko jest ładne i wyposażone w polskie akcenty, 


ale też propaguje tak bliskie mi treści. W apsydzie głównego ołtarza, za figurą Matki Boskiej napisano bowiem wielkimi literami: Matko Boża Afrykańska, módl się za nas i za muzułmanów. Pięknie, prawda?


Krótko byłam w Algierze, nie widziałam zbyt wiele. Jednak to, co udało mi się zobaczyć w 90% mówiło do mnie: wróć tu, wróć tu, wróć…




2 komentarze:

  1. Kurde, taki nieoczywisty kierunek - uwielbiam! Miasto wygląda bardzo interesująco :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Inspirujesz, może kiedyś uda mi się wybrać w te rejony

    OdpowiedzUsuń