Seul to z całą pewnością miasto warte bliższego poznania. Niestety moje obydwa tam spędzone dni były tak deszczowe, że nie zobaczyłam większości ciekawych miejsc.
Do pałacu Changdeokgung wybrałam się, jak należy, w tradycyjnej sukni hanbok. W Korei panuje zwyczaj zwiedzania zabytków w historycznych strojach. W pobliżu pałaców i świątyń znajduje się bardzo dużo wypożyczalni,
w których można się zaopatrzyć w ubranie oraz wszelkie potrzebne akcesoria.
Najwięcej jest ich w okolicach pałacu Gwanghwamun. Są być może droższe od tych w mniej popularnych miejscach, ale jeśli macie rozmiar nieco większy niż S czy M, to polecam Wam wizytę w tamtejszych wypożyczalniach.
Sądząc po liczbie spotkanych na ulicy przebranych dużych białych turystów, wypożyczalnie te są dostosowane do rozmiarów europejsko-amerykańskich. W małej wypożyczalni koło pałacu Changdeokgung znalezienie odpowiednio obszernej sukni było pewnym problemem.
W końcu się jednak udało i w pięknym stroju z gustowną torebeczką wybrałam się do pałacu.
Niestety padało i padało i padało i zwiedzanie nie przyniosło spodziewanej radości.
![]() |
| pałac w rozumieniu koreańskim to duży teren, na którym znajduje się wiele pawilonów |
A do pałacu Gwanghwamun w ogóle w zasadzie nie weszłam. Po przejściu przez bramę, spojrzałam na morze parasoli, które zasłaniały totalnie wszystko i zrezygnowałam. Dlatego seulskich pałaców Wam nie pokażę. Ale za to podzielę się fotkami z wioski hanoków Bukchon.
To ciekawe miejsce nie tylko dlatego, że można spacerować uliczkami, przy których stoją tradycyjne koreańskie domy.
![]() |
| tu też wiwele osób przychodzi w tradycyjnych strojach |
Wszelkie źródła – internetowe i drukowane – podają, że zbudowano je w czasach dynastii Joseon, co nie jest szczególnie precyzyjnym określeniem, bo dynastia ta panowała ponad 500 lat, praktycznie do XX wieku. Właściwie wszystko, co zabytkowe w Korei pochodzi z czasów dynastii Joseon. Nie zmienia to faktu, że drewniane, kryte dachówkami domy są bardzo ładne i ułatwiają mentalną podróż w czasie.
Tym, co zaciekawiło mnie w Bukchon na równi z zabytkową architekturą jest sposób radzenia sobie z masową turystyką. Miesiąc wcześniej byłam we włoskim Alberobello, wiosce słynnej z okrągłych kamiennych domów ze stożkowatymi dachami.
![]() |
| Alberobello we Włoszech |
Miejsce bardzo piękne, ale totalnie zadeptane przez turystów i będące już tylko skansenem. Na palcach jednej ręki można policzyć domy, w których toczy się normalne życie. A w Korei jest inaczej. Turystów przychodzi do wioski hanoków mnóstwo, ale mogą to robić tylko w określonych godzinach.
I co krok przypomina im się o zachowaniu ciszy i uszanowaniu spokoju mieszkańców.
![]() |
| tych napominających plakatów jest trochę za dużo |
Dzięki temu, w zabytkowych domach wciąż mieszkają ludzie. Nie wiem, czy chciałabym, żeby dostępu do mojej ulicy bronił strażnik z kijem, ale może jest to lepsze rozwiązanie niż puszczenie wszystkiego na żywioł i patrzenie, jak prawdziwe wioski i miasteczka przekształcają się w skanseny i lunaparki. Jak myślicie?
Koreańczycy nie boją się radykalnych rozwiązań. I widać to nie tylko w Bukchon. Przykładem odważnych decyzji może być rzeka Cheonggyecheon.
Była w Seulu od zawsze, to znaczy płynęła przez miejsce, w którym pod koniec XIV wieku postanowiono założyć stolicę. W związku z tym nad Cheonggyecheonem zamieszkało wielu ludzi. Nie dość, że wykorzystywali rzekę jako system kanalizacyjny, to jeszcze wycinali okoliczne lasy. Wszystko to sprawiło, że rzeka systematycznie wylewała i roznosiła po okolicy nieczystości. Japończycy, którzy okupowali Koreę w pierwszej połowie XX wieku nazwali ją nawet rakiem miasta. Dlatego też w 1958 roku, gdy państwo odradzało się po wycieńczającej wojnie domowej, postanowiono zabetonować Cheonggyecheon. Przez prawie 20 lat wyburzano nadbrzeżne zabudowania, betonowano i budowano autostradę, która zastąpiła rzekę. Beton to dwudziestowieczne lekarstwo na wszystko. Ale czasy się zmieniły i w 2003 roku postanowiono przywrócić miastu rzekę. Gigantyczne przedsięwzięcie, które kosztowało 900 mln $ i budziło wiele sprzeciwów (no bo jak żyć bez autostrady?) udało się nadspodziewanie dobrze. Betonowanie trwało 20 lat, rozbetonowywanie i sztuczne nawadnianie wyschniętej rzeki zajęło jedynie dwa lata. Od 2005 roku Cheonggyecheon znów płynie przez Seul. Jest lubianym miejscem spacerów i wypoczynku. A do tego okazało się, że w pobliżu rzeki poprawiła się jakość powietrza, temperatura podczas letnich upałów jest tu o kilka stopni niższa niż w innych rejonach miasta, a wartość okolicznych nieruchomości mocno wzrosła. Prawdziwy koreański cud!
![]() |
| wiadomości o Cheonggyecheon zaczerpnęłam z książki Ewy Białas-Bomby "Korea Południowa. Ojczyzna k-popu, w której tradycja przeplata się z technologią". Jeśli wybieracie się do Korei, to bardzo polecam |
Udało mi się popatrzeć na Cheonggyecheon dwa razy bez deszczu, co jest też wydarzeniem niemal cudownym.
I to właściwie wszystko, co widziałam w Seulu. Mam nadzieję,
że przy następnej wizycie będzie mi towarzyszyć słońce i uda mi się nadrobić
zaległości. Oby! 😊















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz