środa, 6 września 2017

Międzynarodowy Festiwal Patchworku

Międzynarodowy Festiwal Patchworku to jeden z powodów mojej ostatniej wyprawy do Rosji. Nie udało mi się załapać na wszystkie festiwalowe atrakcje, ale trzy dni spędzone w Suzdalu pozwoliły mi zobaczyć kilka ciekawych rzeczy.


Zaraz po przyjeździe do miasteczka i wypiciu dwóch szklanic miedowuchy, którą szczodrze polewał właściciel hotelu, udałam się na poszukiwania patchworkowego pola. Znalazłam je w suzdalskim skansenie.


 Tkaninowe dzieła sztuki bardzo pięknie prezentowały się na łące otoczonej XIX-wiecznymi drewnianymi chatami,


 młynami i cerkwiami. 


Słońce przyjemnie przygrzewało, malwy się różowiły, a ja chodziłam sobie po trawie pośród kolorowych pozszywanych obrazków, podziwiając talent i anielską cierpliwość patchworkowych twórców. Spędziłam w ten sposób niezwykle przyjemne popołudnie, tak odmienne od zabieganych warszawskich wieczorów i ranków, że do teraz na wspomnienie patchworkowego pola uśmiech sam, bez udziału świadomości, pojawia mi się na twarzy.


Tylko zupełnie nie potrafię powiedzieć, które prace powinny wygrać w konkursie. A Wy jak uważacie?





plan Suzdalu


w woreczkach leżą prawdziwe guziczki

Przez cały tydzień trwania festiwalu w wielu miejscach Suzdalu prezentowano różne wystawy. Można było oglądać prace konkursowe nie tylko w kategorii patchworkowych obrazów, ale też dzieł trójwymiarowych.


Najfajniejsze były wystawy lalek. 
Z Azji Środkowej:



i oddzielnie z Uzbekistanu:

wystawa "Tysiąc i jedna nić"

a przede wszystkim projekt „W rodzinie przyszła na świat dziewczynka”, w ramach którego można było zobaczyć lalki pokazujące prawdziwych ludzi i przeczytać ich historie. Niektóre długie i zawiłe, ilustrowane dodatkowo fotografiami, 

historia nr 5 opowiadała o Tani, którą życie i bolszewicka rewolucja zmieniły z radosnej dziewczynki w jasnej sukience...

...w kołchozową babę

a inne króciusieńkie, ale za to dające do myślenia. 

historia nr 24: one też kiedyś były młode. Ludzie, pomyślcie o tym

Były opowieści o ludziach szczęśliwych

bohaterka tej opowieści urodziła trojaczki, trzy dziewczynki, które nazwała Wiara, Nadzieja i Miłość

 i tych trochę mniej, których los na stare lata obdarzył tylko czekaniem. 

wcześnie wyszła za mąż, urodziła cztery córki, dała im wszystko co mogła, wychowała, wykształciła. Dziewczyny rozjechały się po kraju ogromnym, a ona siedzi w chacie z mężem i czekają tak babula z dziadulem na swoje córeczki. Czekają i czekają, doczekać się nie mogą...

Tak bardzo spodobał mi się pomysł tej wystawy, że gdyby nie to, że do segregatora z historiami chcieli się też dostać inni, to chyba spędziłabym cały dzień w suzdalskiej bibliotece, dumając nad losem Ludmiły, Tani, Swietłany, Nataszy…

Festiwal już przeminął, ale na jego fejsbukowej stronie wciąż pojawiają się zdjęcia, które uzmysławiają mi czego nie widziałam. Nie wiem jak to się stało, ale przegapiłam parę wydarzeń i wyraźnie czuję, że muszę wrócić do Suzdalu za rok. Kto jedzie ze mną?


1 komentarz: