Pisać o obiedzie w ramadanie chyba nie wypada, bowiem od
wschodu do zachodu słońca obowiązuje post i przez cały miesiąc je się tylko
bardzo wczesne śniadania i późne kolacje. W ciągu dnia napić się lub coś zjeść można
jedynie w kilku miejscach w mieście. Na ogół wyglądają one tak:
Gazety lub grube kotary zasłaniają wnętrze. Dzięki
temu ludzie na ulicy nie denerwują się widokiem niedostępnych dla nich napojów
i potraw, a klienci restauracji mogą w spokoju konsumować swoje dania.
Jednak takie miejsca należą do wyjątków, zdecydowana
większość kawiarni, barów i restauracji otwierana jest dopiero o zmierzchu, kiedy
kończy się post. Wszystko już wtedy wolno i chyba wiele osób próbuje wieczorem
zjeść jednocześnie zaległe śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. Wrażenie
takie wyniosłam z restauracji, w której serwowane jest „menu ramadan”. Za 10
dinarów (około 18 złotych) podano nam:
1.
Zupę jarzynową z harissą.
Bez tej przyprawy kuchnia tunezyjska nie istnieje, więc nastawcie się, że
przeczytacie o niej jeszcze wielokrotnie.
2.
Przystawki w postaci
kanapek z bagietki z tuńczykiem (to też jeden z najpopularniejszych składników
kulinarnych, w supermarkecie można kupić chyba z 50 różnych rodzajów puszek
tuńczyka) i harissą
oraz brik. To danie,
którego nigdy przedtem nie jadłam i wymaga osobnego omówienia w następnych
postach, teraz więc tylko sobie popatrzcie J
3.
Kawałek barana w sosie z
harissą i okrą.
Tutejsza okra różni się trochę od tej, którą znałam do tej
pory. To znaczy w smaku jest podobna, ale rozmiar ma zdecydowanie mniejszy. O,
taka malusieńka jest:
te białe kulki to małe dymki, dzięki nim łatwiej wyobrazić sobie rozmiar okry
4.
Kuskus z warzywami i
mięsem.
Początkowo myślałam, że kuskus będzie dobrym pomysłem na obiady bez
gotowania, ale przestudiowawszy w supermarkecie wszystkie 7 rodzajów kuskusu,
stwierdziłam, że różnią się od tego sprzedawanego w polskich
sklepach. U nas wystarczy zalać ziarenka wrzątkiem i już. A kuskus tutejszy
wymaga gotowania na parze przez 15 do 20 minut, w zależności od rodzaju.
5.
Pudding z biszkoptami i
bananami.
6.
Owoce i herbata, którym już
nie robiłam zdjęć.
Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek dał radę to wszystko
zjeść. Jeśli jednak dokona tego wyczynu to z pewnością spokojnie dotrwa do
kolejnego zachodu słońca. Zastanawiam się jednak, co dzieje się z żołądkiem
człowieka, który przez miesiąc stosuje taką dietę?
Z żołądkiem to może nawet nic, ale z waga ciała, to ho ho!!! :D
OdpowiedzUsuńPudding dobry? Nie za słodki? Ładnie wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry. Po tych wszystkich daniach już myślałam, że nic więcej się we mnie nie zmieści, ale pudding wszedł cały :)
UsuńE tam, zwyczajne polskie przyjęcie;) też ma tyle potraw, tyle że coś na trawienie leje się ze zmrożonej butelki, a tam tylko... herbatka :)
OdpowiedzUsuńPoza tym, przyjęcie w Polsce trwa pół dnia, jest czas na odsapnięcie, a tu jeszcze nie zdąćyłam zjeść zupy, a już był na stole kuskus :)
Usuń