Wędrując uliczkami jerozolimskiego Starego Miasta, kiedy z
jednej strony, wśród tłumów pielgrzymów wszelkich ras i religii, ogląda się
najważniejsze miejsca świata,
żydowskie i muzułmańskie miejsca święte to właściwie to samo miejsce, do chrześcijańskiego też nie jest daleko
a z drugiej przeciska między straganami, sklepikami
i posterunkami wojskowymi,
na Starym Mieście dużo jest takich posterunków
obijając się o przekupniów, żołnierzy i miliardy turystów – można się
zmęczyć. Dlatego też, doszedłszy do
trzeciej stacji Drogi Krzyżowej, postanowiłam zrobić przerwę. Miejsce wybrałam
strategicznie – miła arabska knajpka z widokiem na trzecią i czwartą stację,
na
cały ten niesłychany rozgardiasz panujący na Via Dolorosa,
a jednocześnie
dokładnie naprzeciwko stanowiska policji. Trzech chłopaków uzbrojonych w
pistolety, karabiny, pałki, zgrzewkę wody i karton pomidorów wydało mi się
wystarczającą gwarancją bezpieczeństwa, uznałam zatem, że mogę spokojnie - wyrzuciwszy
z głowy wszelkie obawy - oddać się
obserwacjom życia w tym jakże ciekawym miejscu.
"moi" policjanci z trzeciej stacji byli bardziej uśmiechnięci i sympatyczni, ale jakoś nie wypadało mi ich fotografować, więc popatrzcie na tych ze stacji piątej, w sumie wyglądają dość podobnie
Siedzę więc i patrzę: po lewej amerykańscy pielgrzymi
przekazują sobie wielki krzyż, z którym pokonują Drogę Krzyżową, po prawej
Hiszpanie śpiewają Bogu swoją pieśń. Nie słyszę dokładnie słów, bo zagłusza je
muezzin, który z pobliskiego meczetu ogłasza światu, że Bóg jest wielki.
Tuż przed moim stolikiem mijają się pobożne muzułmanki i prawosławne
mniszki – jedne i drugie w czarnych powłóczystych szatach, z osłoniętymi głowami
i zupełnie niewidocznymi włosami – na pierwszy rzut oka są właściwie nie do
odróżnienia…
sklep tuż za rogiem, między drugą a trzecią stacją
Zanim na moim stole pojawił się hummus i falafel, zdążyłam
popatrzeć jeszcze na katolicką pielgrzymkę azjatycką
i prawosławną rosyjskojęzyczną
– oprócz batiuszki szły same kobiety, wszystkie w chustkach na głowach i z
dużymi drewnianymi krzyżami na piersiach.
A policjantom przysłano posiłki. Dosłownie – dwóch jeszcze
lepiej uzbrojonych żołnierzy (mieli dodatkowo hełmy i chyba granaty) przyniosło
worek chleba i pudełka z sałatkami. Chłopcy tak się skupili na podziale
pożywienia, że przez chwilę poczułam się mniej ochraniana. Na szczęście szybko
powrócili do pracy, a ja do oglądania życia w centrum świata. Zagryzając
pomidorem ciecierzycowe kulki, patrzyłam na miejsce, w którym, według tradycji
chrześcijańskiej dwa tysiące lat temu Jezus
upadł pod krzyżem (przewodnicy wszystkich grup turystycznych i pielgrzymkowych pokazują
fragmenty prawdziwego bruku z tamtych czasów),
współczesna Jerozolima uniosła się nieco w stosunku do tej starożytnej, ale te kamienie są akurat prawdziwe i nawet jeśli nie stąpał po nich sam Jezus, to z pewnością jego sąsiedzi, znajomi czy krewni
a dziś są sklepy z pamiątkami,
restauracje i kawiarnie,
a turyści kupujący koszulki z napisem „I love Jerusalem”
mieszają się z rozmodlonymi pielgrzymami i załatwiającymi swoje codzienne
sprawy Arabami. Droga Krzyżowa prowadzi przez dzielnicę muzułmańską, dlatego
mieszkańcy okolicznych domów to głownie Arabowie. Żydzi raczej tędy nie chodzą
(oczywiście oprócz żołnierzy i policjantów), ale dwóch chasydów udało mi się
wypatrzeć. Szli w kierunku Bazyliki Grobu Pańskiego.
ta kopuła ze złotym krzyżem to Bazylika Grobu Pańskiego, w której znajdują się ostatnie stacje Drogi Krzyżowej
To także cel mojego spaceru, bo do niej prowadzi Via
Dolorosa. No, ale na razie jestem przy stacji trzeciej, do której oprócz znaku
na ścianie zalicza się kaplica, nieoficjalnie nazywana kaplicą
polską. W 1947 roku została odnowiona i wyposażona przez polskich
uchodźców, którzy po długiej wojennej tułaczce dotarli do Palestyny. Rzeźba w ołtarzu obrazująca
treść trzeciej stacji – Jezus upada pod krzyżem – jest autorstwa Tadeusza
Zielińskiego,
naprzeciwko niej, nad wejściem do kaplicy znajduje się obraz „Droga
Krzyżowa narodu polskiego”,
poznajecie polskie stroje ludowe?
przy oknie wisi krzyż, który Polacy nieśli w czasie
Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek 1941 roku,
a pod sufitem, na kopule widać
naszego orzełka.
Bardzo się to wszystko wydaje dziwne, nasze łowickie
portki w zestawieniu z bliskowschodnim bazarem buzującym tuż za drzwiami, z
egzotycznymi pielgrzymami, turystami, chasydami, żołnierzami, Arabami…. A może
właśnie nie dziwne? Może w tym miejscu pasuje każdy i wszyscy są tu u siebie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz