Chociaż miło byłoby spędzić na Wzgórzu Świątynnym więcej
czasu, o 10:00 musiałam opuścić święte miejsce islamu.
wyszłam nie tym wiaduktem ponad Ścianą Płaczu, tylko inną bramą, która prowadzi do dzielnicy muzułmańskiej i wychodzi prosto na taką ładną studnię
Przez zaułki dzielnicy
muzułmańskiej poszłam w dół ku kolejnemu najważniejszemu kawałkowi świata – jedynemu
ocalałemu fragmentowi żydowskiej świątyni.
stare i tajemnicze miasto
Pierwszą Świątynię Jerozolimską wybudował król Salomon, w
miejscu wyznaczonym przez jego ojca, Dawida. W miejscu nieprzypadkowym,
bowiem tu właśnie Abraham miał złożyć Bogu w ofierze Izaaka. Świątynia ta została
zburzona w 586 roku przed Chrystusem, następnie odbudowana, a potem
przebudowana przez Heroda Wielkiego. I to, co dziś nazywamy Ścianą Płaczu to
właśnie fragment tej ostatniej wersji Świątyni Jerozolimskiej. Dokładnie jest to mur
podtrzymujący świątynny taras. Cała reszta została zniszczona w 70 r. n.e.
przez wojska Tytusa, ten kawałek zaś ocalał, bo jak głosi legenda, budowali go
najbiedniejsi mieszkańcy Jerozolimy i podczas walk z Rzymianami, został zakryty
przez anioła, który powiedział „Ta ściana, efekt pracy najbiedniejszych ludzi,
nigdy nie zostanie zburzona”.
I rzeczywiście, mur stoi do dziś, a pobożni żydzi od setek,
a właściwie tysięcy lat, opłakują przy nim swoją Świątynię.
Żeby wejść na plac przy Ścianie Płaczu znów musiałam
prześwietlić torbę, ale tym razem obyło się bez dodatkowych pytań.
z lewej strony stanowiska żołnierzy, którzy kontrolują wchodzących na plac przed Ścianą Płaczu
Plac jest duży i dość pusty, bo nikt się na nim nie
zatrzymuje, wszyscy chcą się dostać jak najbliżej muru.
jedną chwilkę zajmuje jedynie rytualne obmycie rąk - kran na placu przed Ścianą Płaczu
Przestrzeń bezpośrednio
przy nim podzielona jest na dwie nierówne części – dużą dla mężczyzn i małą dla
kobiet. Te zresztą nie tłoczą się przy samej ścianie - jak to robią mężczyźni –
większość z nich stoi na krzesłach przystawionych do płotu oddzielającego
części przeznaczone dla obu płci i przewieszając się przez ogrodzenie, zagląda
do męskiego sektora, w którym odbywają się bar micwy ich synów, wnuków i
siostrzeńców.
Podają sobie przez płot różne rzeczy, robią zdjęcia, udzielają
ostatnich rad chłopcom, którzy za chwilę mają po raz pierwszy w życiu
publicznie odczytać fragment Tory i tym samym stać się dorosłymi członkami wspólnoty wiernych.
Chwilę stałam, przyglądając się tym kobietom i rozmyślając nad
tym, jak by się czuła moja mama, gdyby w dniu mojej Pierwszej Komunii Świętej nie
mogła mi co chwilę poprawiać wianka na
głowie albo kokardy, którą przewiązana była moja sukienka. No ale co robić,
siła tradycji jest wielka i choć są już żydowskie emancypantki, próbujące walczyć
o prawa kobiet przy Ścianie Płaczu, to jednak myślę, że Żydom udało się
przetrwać tysiące lat w diasporze właśnie dzięki ścisłemu przestrzeganiu zasad
i nieustępliwości wobec nowoczesności.
Dlatego nie buntując się przeciw zakazowi wchodzenia do
męskiej części, obejrzałam sobie wszystko zza płotu i ruszyłam w górę.
żydowska dzielnica i domy z widokiem na Ścianę Płaczu
Najpierw
pochodziłam trochę po żydowskiej dzielnicy Starego Miasta,
witamy w dzielnicy żydowskiej
w której zwykłe domy mieszkalne
zbudowane w drugiej połowie XX wieku (bo wcześniejsze zniszczyli Jordańczycy, do których w latach 1948-1967 należała ta dzielnica),
sąsiadują ze starożytnościami, a potem skierowałam się ku celowi
numer trzy – świętemu miejscu chrześcijan. Ale o tym to już następnym razem. Do
zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz