Jerozolima to miasto jak żadne inne na całym świecie. Dla
muzułmanów jest trzecie co do ważności (po Mekce i Medynie), ale już dla żydów
i chrześcijan to absolutny numer jeden.
Oczywistym jest, że będąc w Jerozolimie odwiedziłam przede wszystkim najświętsze
miejsca trzech wielkich religii. Opowiem Wam o nich w takiej kolejności, w
jakiej je zwiedzałam. Ta zaś wzięła się z tego, że Wzgórze Świątynne dostępne
jest dla turystów tylko przez 3 godziny dziennie. Udało mi się w nie trafić, bo
kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. A ja w dniu pierwszej wycieczki do Jerozolimy wstałam
bardzo rano i już o 6:48 siedziałam w autobusie, który wiózł mnie do świętego
miasta.
Podróż umilałam sobie przeglądaniem przewodników, w których
wyczytałam, że na wzgórze można wchodzić od 7 do 10:30 rano. Od razu zatem po
przyjeździe do Jerozolimy pobiegłam w stronę błyszczącej złotej kopuły
potężnego meczetu.
No dobra, nie pobiegłam, a zwyczajnie poszłam wzdłuż torów jedynej
linii tramwajowej, które jak po sznurku doprowadziły mnie do murów Starego Miasta.
linia tylko jedna, ale za to jakie długie tramwaje!
Takie tory są bardzo praktyczne, nie
trzeba iść z nosem w mapie i można spokojnie kontemplować widoki, bo zgubić się
nie da. Obejrzałam więc sobie najpierw
Jerozolimę współczesną,
a potem przez Bramę Jafską
Brama Jafska
a na niej zarówno fragment Koranu
jak i Tory
weszłam do innego świata – świata wąskich krętych uliczek, orientalnych
bazarów i miejsc świętych.
niektórzy sklepikarze jeszcze nie zaczęli pracy
Stare Miasto dopiero się budziło, więc dość sprawnie udało
mi się pokonać labirynt uliczek i dotrzeć do miejsca, z którego najlepiej widać
przytulone do siebie święte miejsca, żydowskie i muzułmańskie.
żeby nie było zbyt różowo...
Przez chwilę popatrzyłam na nie z góry, a
potem poszłam w stronę wiaduktu, którym ponad Ścianą Płaczu przechodzi się na
Wzgórze Świątynne.
z lewej strony na dole widać modlących się pod Ścianą Płaczu, ponad nimi błyszczy złota kopuła meczetu, pośrodku jest wiadukt, który prowadzi na Wzgórze Świątynne, a na pierwszym planie prezentuje się bliskowschodnie podejście do kwestii porządku
Prześwietliłam torbę, poinformowałam izraelskiego żołnierza,
że przyjechałam z kraju, który nazywa się Poland i udowodniłam to, pokazując mu
paszport. Inni nie byli tak szczegółowo kontrolowani, ale żołnierz – chyba
pochodzący z Etiopii – nie słyszał zdaje się o Poland i chciał obejrzeć mój
paszport, żeby wzbogacić swoją wiedzę.
Trochę to dziwne, w Izraelu Polska to kraj bardzo dobrze znany, ale może
chłopak pochodzący z zupełnie innych stron świata nie zdążył jeszcze poznać
historii swojego narodu. W każdym razie paszport obejrzał, zapytał jeszcze o
miasto (i też z jego miny i prośby o powtórzenie słowa Warsaw, wywnioskowałam,
że niewiele mu to mówi) i pozwolił iść dalej.
A dalej było jedno z najważniejszych dla muzułmanów miejsc na świecie.
Wzgórze, z którego prorok Muhammad, na podarowanym mu przez archanioła Gabriela
rumaku Al-Burak (czyli Błyskawica),wzniósł się do nieba. Po powrocie z tej niebiańskiej podróży prorok
modlił się na skale, na której kiedyś Ibrahim (czyli Abraham) miał złożyć w
ofierze swojego syna Izmaila (po naszemu Izaaka). Wkoło tej skały zbudowano
wspaniały meczet, zwany Kopułą na Skale, którego złocista kopuła jest chyba
najbardziej znanym jerozolimskim widokiem.
Meczet jest prawdziwie piękny, u góry złoty – to kolor
symbolizujący wiedzę, na dole zaś cały w błękicie i zieleni – barwach nieba i nadziei.
Bez końca można wpatrywać się w te kwiatki i próbować odszyfrować misternie
posplatane arabskie litery.
Niestety długie zagapienie skutkuje potem brakiem
czasu na inne rzeczy, a o 10:00 niemuzułmanie są kategorycznie wypraszani
ze wzgórza. No i wszystko inne trzeba oglądać pospiesznie i nie tak jak by się chciało.
A przecież oprócz Kopuły na Skale na Wzgórzu Świątynnym są jeszcze inne ciekawe
miejsca – chociażby meczet Al-Aksa
meczet Al-Aksa prezentuje się znacznie skromniej niż Kopuła na Skale, ale to bardzo zacna budowla, którą wzniesiono w 638 roku na rozkaz kalifa Umara w najdalszym miejscu, do którego dotarł Muhammad. Al-Aksa znaczy właśnie "najbardziej oddalony"
i muzeum islamu, do którego w ogóle nie
udało mi się zajrzeć. No i są jeszcze ludzie. Mężczyźni czytają Księgę i omawiają ważne sprawy, siedząc
w małych grupkach różnych miejscach,
kobiety zaś gromadzą się pod ścianą
meczetu Al-Aksa
i wyglądają zupełnie jak ich siostry starsze w wierze siedzące
kilkanaście metrów dalej (i niżej) pod Ścianą Płaczu.
No, ale o Ścianie Płaczu to już napiszę następnym razem. A
teraz pożegnam się ze Wzgórzem Świątynnym i z Wami – do zobaczenia wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz