Nowy dzień, nowy miesiąc, nowa litera – dziś w KrajKuchni zaczynamy
etap litery D. Znajdzie się w nim pięć państw, choć jedno z nich –
Demokratyczna Republika Konga – jest na D tylko poniekąd. Jednak trzeba się trzymać
zasad, a jak teraz opuściłabym Kongo, to potem pewnie by mi umknęło. Poza tym,
Konga są dwa i takie rozdzielenie alfabetyczne ułatwi mi zadanie.
A zatem, pięć państw. Byłam tylko w jednym z nich, w Danii,
która jest bohaterką dzisiejszego odcinka.
Nie zwiedzałam tego kraju zbyt
intensywnie i kulinarnych wspomnień mam też niewiele. Najbardziej z Danią
kojarzy mi się mała nadmorska przystań jachtowa, w której, siedząc na plaży,
jadłam jakieś gotowe dania z pobliskiego sklepu spożywczego. Za każdym razem,
gdy tam byłam, wiało okrutnie i choć Duńczycy chodzili w krótkich spodenkach i koszulkach
na ramiączkach, to my trzęśliśmy się z zimna i siedzieliśmy w kurtkach z
kapturami naciągniętymi głęboko na oczy.
To tyle, jeśli chodzi o moje duńskie wspomnienia. Jak widać, podchodzę do kwestii duńskiej nienaznaczona właściwie żadną wiedzą. Za to otwarta i gotowa na nowe doznania smakowe.
Zapewnić mi je ma duńska sałatka ziemniaczana.
Do jej
przyrządzenia potrzebne są: ziemniaki, jajka, cebula dymka, seler oraz ogórek. To składniki
główne. Oprócz nich trzeba jeszcze zrobić jeden sos ze śmietany i winegretu oraz drugi
z majonezu i musztardy.
Zanim jednak dojdziemy do sosów, musimy najpierw ugotować
ziemniaki i jajka (na twardo oczywiście), a potem wszystko pokroić w kostkę. Ziemniaki,
jajka, cebula i ogórek – z nimi nie miałam żadnego problemu. Jednak przy
selerze zaczęłam się zastanawiać. Jakoś nie podobał mi się pomysł krojenia w
kostkę surowego selera. A przepis nie wspominał nic o gotowaniu. Zaczęła nachodzić
mnie myśl, że może nie należało brać selera korzeniowego, tylko naciowy. O tym
jednak też nie było ani słowa. No cóż, naciowego i tak nie miałam. Postanowiłam
więc wziąć ten, który jest, ale nie kroić go w kostkę, tylko zetrzeć, tak jak
zawsze robię z surowym selerem. Mam nadzieję, że nie zmieniło to sałatki duńskiej
w norweską albo szwedzką…
Gdy pokonałam już problem z selerem, wymieszałam wszystkie
składniki i połączyłam z sosem numer jeden, zrobionym ze śmietany i winegretu z
dodatkiem soli i pieprzu.
Następnie odczekałam 10 minut i dodałam drugi sos,
czyli majonez z odrobiną musztardy.
Praktycznie gotową już sałatkę wstawiłam do
lodówki, gdzie miała się chłodzić i macerować przez godzinę.
W międzyczasie przygotowałam zalecane ozdoby – posiekaną
natkę, jajko na twardo i plasterki pomidora.
Po godzinie wyjęłam sałatkę z lodówki, przełożyłam do
miseczki i udekorowałam.
Wyszło bardzo przyjemne, zupełnie niekontrowersyjne danie
kolacyjne.
A następnym razem przeniesiemy się do Afryki. Zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz