Dziś postanowiłam podzielić się z Wami tym, co zanotowałam w
pewien gorący malezyjski dzień, siedząc w nadmiernie klimatyzowanej kawiarni
jednego z kualalumpurskich centrów handlowych.
Uwaga, tekst zawiera fragmenty trudne do zaakceptowania dla
konserwatywnych wielbicieli ciasta drożdżowego i babki piaskowej.
dla konserwatystów wata cukrowa. Po malezyjsku :)
Z miski sterczy góra pokruszonego lodu polana sosem
karmelowym.
- W upalny dzień idealne orzeźwienie – myślę sobie i
zaczynam drążyć tunel w lodowej górze. Jedna łyżka, druga.
z lewej herbata, z prawej cendol
Przy trzeciej
okazuje się, że dokopałam się do skarbu. Bo cendol – bardzo popularny
malezyjski deser – to nie tylko lód i sos. We wnętrzu skrywa przedziwną
mieszaninę zielonego makaronu, czerwonej fasoli i białej skorupy, której nie
udało mi się zidentyfikować.
Desery z mrożonego makaronu miałam już okazję próbować w
Iranie, poza tym makaron pasuje do wszystkiego i jego obecność w żadnej potrawie mnie nie dziwi. Ale fasola??
Danie było bardzo zimne i smaku właściwie się nie czuło,
a kolorystycznie czerwone ziarenka ładnie kontrastowały z zielonymi nitkami i
białą skorupą, więc może takie właśnie było ich zadanie – dodatek estetyczny.
Malezyjczycy lubią kolorowe jedzenie
Jednak choć ogólnie cendol nie jest zły, to mam wrażenie, że
tym razem Malezyjczycy chyba trochę przesadzili.
to już wolę bubur cha-cha, czyli różową zimną zupę z batatami i żelkami :)
Oryginalne przeżycia kulinarne.
OdpowiedzUsuńNiezwykle kolorowa kuchnia.
OdpowiedzUsuń