Kilkanaście dni temu byłam na spotkaniu z panią Elżbietą
Dzikowską. Ta młoda - choć osiemdziesięcioletnia – i pełna zapału podróżniczka
wywarła na mnie takie wrażenie, że postanowiłam wybrać się do stworzonego przez
nią Muzeum Podróżników. Muzeum znajduje się w rodzinnym mieście męża pani
Dzikowskiej, Tony’ego Halika, czyli w Toruniu. W dwóch staromiejskich
kamienicach zebrane zostały różne pamiątki z wypraw pary wielkich
podróżników.
Co czuje w takim miejscu turystka amatorka, która bardzo
chciałaby móc żyć tak jak państwo Dzikowska-Halik i z podróży uczynić nie tylko
pasję, ale też źródło utrzymania?
No cóż. Parę razy pomyślałam sobie – o, ja też tu byłam!
Majowie grają w pelotę w Chichen Itza
Kilka razy westchnęłam tęsknie, bo bardzo mi się marzy tak wyprawa. Na przykład
do Papui. Co prawda pani Dzikowska mówiła na spotkaniu, że do Papui Nowej
Gwinei wybiera się dopiero w przyszłym roku, bo jeszcze nigdy tam nie była, ale
mnie wystarczyłaby nawet ta indonezyjska część wyspy.
główna i często jedyna część garderoby papuaskich mężczyzn - ochraniacz na penisa
Poszerzyłam też swoją wiedzę i zdobyłam – teoretycznie –
umiejętność zmniejszania głów, tak ludzkich, jak i zwierzęcych.
trzeba wykonać wiele czynności, wśród których jest gotowanie i całonocne tańczenie z potrząsaniem głową (na zdjęciu jest głowa leniwca)
A w sekcji odzieżowej zapragnęłam wyhaftować takie ptaszki.
Fajnie tak w szarobury grudniowy dzień otoczyć się na chwilę
kolorami świata. Polecam!
Po nakarmieniu duszy oraz obudzeniu tęsknot i marzeń, trzeba
było też pomyśleć o jedzeniu dla ciała. P. skusiło się już wcześniej na
pączko-lody o smaku gofrów,
ale ja byłam dzielna i wytrwałam aż do Muzeum Toruńskiego
Piernika.
Najpierw obejrzałam sobie
różne starodawne foremki do pierników
i posłuchałam opowieści o Katarzynie,
której imieniem nazwano najsłynniejsze toruńskie pierniki.
Potem był film o
maszynie pracującej przez 30 lat w fabryce Kopernik. Urządzenie to przepuściło
przez swoje trzewia masę piernikową o wadze odpowiadającej masie 300 płetwali
błękitnych, które jak wiadomo są największymi stworzeniami Bożymi.
Poczytałam też
sobie reklamy niejakiego p.Ruchniewicza, który produkował kiedyś najlepsze
pierniki
i odwiedziłam dwa sklepy – jeden sprzed lat ponad stu,
a drugi z
czasów PRL.
Aż w końcu przyszedł
czas na zakupy w prawdziwym współczesnym sklepie. Mnie udało się zachować
zdrowy rozsądek i wyniosłam stamtąd tylko specjalne świąteczne pierniki z
nadzieniem pralinkowym, ale niektórych opętało w tym sklepie w prawdziwe
szaleństwo…
Wiele więcej nie da się zrobić w Toruniu w krótki grudniowy
dzień, bo muzea zimą zamykają się wcześnie (nigdy chyba nie pojmę logiki tego
zjawiska) i jednocześnie zapada zmrok.
wieczorem też jest ładnie, ale zimno
Dlatego będę musiała pojechać tam jeszcze raz, wiosną albo
latem. Kto jedzie ze mną?
to taki mikołajkowy prezent dla Was, może komuś się przyda :)
PS absolutnie zupełnie nie skończyłam jeszcze opisywania
Malezji, ale jakbym się z Toruniem wstrzymała,
to by mi się Kopernik zdezaktualizował.
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz