Jedni podczas pobytu w Grecji są skłonni dopłacić, żeby mieć
dostęp do „strefy polskiej”, drudzy w obcym kraju chcą doświadczyć jak
najwięcej nowego, nieznanego, zadziwiającego. Ja stanowczo należę do tych
drugich. Dlatego z radością przyjęłam ofertę kulinarną Malezji.
mój pierwszy obiad w Malezji - oprócz stworzeń morskich były tam też skwareczki :)
Dawno już nie miałam do czynienia z tak
zaskakującymi daniami. O, nawet teraz, przerwałam pisanie, bo dwóch chłopców z
miejscowej uczelni chciało przeprowadzić ze mną ankietę na temat pewnego dania.
Okazało się niestety, że jeszcze tego nie próbowałam i nie mogłam odpowiedzieć
na żadne ankietowe pytanie. Wstyd! Jak tylko odpocznę nieco po pysznym makaronie po
singapursku, który właśnie zjadłam,
wszystkie potrawy mające w nazwie "singapurski" były pyszne
natychmiast muszę spróbować tego pusu…coś
tam.
zdaje się, że chodziło im o taki typ dania, które klient sam sobie komponuje
Na razie jestem zbyt wypełniona makaronem (bo porcje tu nakładają
solidne), więc pozwolę organizmowi zająć się trawieniem i w tym czasie opiszę
Wam danie, które jadłam kilka godzin temu, a które należy do najdziwniejszych
zjedzonych przeze mnie potraw.
danie jadłam po drodze z tej świątyni
po tym, jak u tego pana opróżniłam świeżego kokosa (można też było napić się soku z trzciny cukrowej - na zdjęciu widać jak się go wyciska)
i jak tu kupiłam sobie słodkie ciasteczko z solonym jajkiem
Nazywa się rojak i sprzedawane jest z ulicznych straganów i
stoisk na kółkach.
Na pierwszy rzut oka wygląda dość banalnie – na plastikowej tacce leżą sobie pokrojone w cząstki jabłka, ananasy i inne owoce. Ale niech Was nie
zwiedzie ten nudny widok – prawdziwy rojak dopiero się zaczyna!
Wesoły pan, u którego kupiłam danie, najpierw puścił do mnie
oko i pokazał zdjęcia z europejskimi turystami, którzy się u niego stołowali, a
potem wziął się do roboty. Do jabłek i ananasów dorzucił kilka kawałków
kałamarnicy, tofu i czegoś, co według mnie wyglądało jak ośmiornica w karmelu
(a czym było w rzeczywistości – Bóg raczy wiedzieć). Następnie polał wszystko
gęstym słodkim sosem sojowym (kecap manis) i ostrym sosem chili, posypał pokruszonymi orzeszkami ziemnymi oraz suszonymi krewetkami.
Nieźle, co? Pan był z siebie bardzo zadowolony, co widać na zdjęciu:
Ja początkowo czułam się lekko oszołomiona, ale gdy
spróbowałam rojaka, moja radość dorównała zadowoleniu sprzedawcy.
Rojak to naprawdę świetne danie. Raczej trudno je zrobić w
domu (te karmelizowane ośmiornice…), ale gdyby ktoś chciał Was poczęstować –
jedzcie bez wahania!
a wszystko to pisałam, patrząc na statki zawijające do portu w George Town
Ja niestety nie lubię próbować dań z innych państw. Jakoś kuchnia polska tylko do mnie przemawia :/ Niestety zwykle mało dan mi smakuje. Mój Mąż za to próbuje wszystkiego, nie zawsze jest zachwycony, ale różnorodności smaków sobie nie odmawia :)
OdpowiedzUsuńJa nie lubię owoców morza i nawet widok mnie nie zachęca, ale ciekawostka jest.
OdpowiedzUsuńomg! jakie pyszności! Wszamałabym
OdpowiedzUsuńO, bratnia duszo!
OdpowiedzUsuń