Do Kuala Lumpur przejeżdżałam trzy razy, na dzień lub dwa. Za
mało, żeby poznać miasto, ale wystarczająco, by zauważyć, jak skomplikowany i
złożony jest to twór.
na samej górze ludzkie mieszkania, piętro niżej jedzie pociąg kolei miejskiej, pod nim widać korytarz dla pieszych, a najniżej jest ulica dla samochodów
Podczas tych trzech wizyt poznałam (niestety jedynie
bardzo powierzchownie) trzy różne Kuala Lumpury.
Pierwsze to nowoczesne miasto za szkła, stali i betonu. Ogromne – i wysokością i szerokością – budynki, które zapewniają cień nawet w
bardzo słoneczny dzień (w Malezji to akurat zaleta), ale też swoim
ogromem przytłaczają zwykłego pojedynczego człowieka. Podwójnego pewnie też.
Najważniejszym celebrytą stołecznych wieżowców jest, a
właściwie są, wieże Petronas. Niegdyś najwyższe budynki świata (do 2004 roku,
kiedy to palmę pierwszeństwa przejęła wieża w Dubaju), robią naprawdę ogromne
wrażenie.
łącznik pomiędzy wieżami znajduje się na pietrach nr 41 i 42
Co prawda, kiedy wyszłam ze stacji SKM uznałam, że zostałam zrobiona
w balona – wielka wieża jest tylko jedna, drugi to całkiem zwykły, malutki
właściwie wieżowiec.
no dobra, może nie taki znów malutki, ale jednak sporo niższy od Petronasu
Na szczęście nie zniechęciłam się tak od razu i postanowiłam
obejść symbol Kuala Lumpur dookoła. No i odkryłam, że jednak wieże są dwie,
zupełnie takie same siostry bliźniaczki, tylko tak się ustawiły, ze jedna
zupełnie zasłoniła mi drugą.
W ogóle okazało się, że wieże i ich otoczenie to bardzo
przyjemne miejsce i spędziłam tam znacznie więcej czasu niż pierwotnie
planowałam.
Przed wieżami znajduje się bowiem ładny park z fontannami,
egzotycznymi roślinami
i basenem z wodospadem, z którego z radością korzystają
dzieci.
A po zmroku co pół godziny fontanny dają pokaz tańca do
muzyki klasycznej.
Jej dźwięki mieszają się czasem z nawoływaniem muezina z
jakiegoś niewidocznego meczetu, ale to wcale nie przeszkadza, przeciwnie, czyni
pokaz bardziej interesującym i egzotycznym.
Petronasy są największe i najważniejsze, ale niebotyków jest
w Kuala Lumpur znacznie więcej. Sporo jest także budowli o znośnej wysokości,
za to rozbudowanych wszerz (lub wzdłuż) i przytłaczających swoją masywnością.
Mieszczą się w nich biura oraz centra handlowe, których jest
w Kuala Lumpur zatrzęsienie.
W Polsce raczej takich miejsc unikam, ale w przeraźliwie
gorącym i wilgotnym malezyjskim klimacie, po kilkugodzinnym spacerze, kawa w
chłodnej sieciowej kawiarni potrafi uratować życie i przywrócić przegrzanemu
turyście zdrowe zmysły.
występy muzyków przed jednym z wielu centrów handlowych
Co prawda espresso kosztuje tu tyle co cały obiad w
chińskiej jadłodajni, ale wciąż jest to cena kawy w warszawskich kawiarniach,
więc sobie pozwalałam.
- Pamiętaj, niczego sobie nie odmawiaj – pożegnała mnie
przed wyjazdem G. Mówi mi to tradycyjnie przed każdą podróżą, ale tym razem
posłuchałam jej jak nigdy i nie odmawiałam sobie tych kaw. I odpoczynku w
klimatyzowanych pomieszczeniach, za co właściwie byłam skłonna zapłacić więcej
niż za kawę.
centrum handlu pamiątkami i rękodziełem
Pół godziny w temperaturze 20°C czyni cuda i co prawda po
wyjściu przez chwilę nie można robić zdjęć, bo zszokowany obiektyw aparatu
paruje, jak u nas okulary zimą, ale właściciel obiektywu czuje się znów rześki
i gotowy do spotkania z Kuala Lumpur numer 2.
O czym napiszę najszybciej jak się da.
idąc ulicą, często ma się nad głową wiadukty i korytarze dla pieszych
Niesamowita architektura i miasto!
OdpowiedzUsuńNo powiem Ci, że zdjęcia robią ogromne wrażenie...!Wyjątkowe miejsce!
OdpowiedzUsuńTo prawda, nam się wydaje, że to trzeci świat, a tymczasem azjatycki tygrys w pełnej krasie! :)
UsuńAzjatycki tygrys i to jaki piękny. I pewnie zaskakujący dla wielu z nas :)
OdpowiedzUsuńZaskakujący. Ale według mnie właśnie zaskoczenia są tym co najfajniejsze w podróżach. Przecież nie jadę na drugi koniec świata, żeby wszystko było tak samo jak w domu :)
UsuńPatrząc na zdjęcia nie jest to miejsce, które chciałabym odwiedzić w pierwszej kolejności. Jakiś taki nie mój klimat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
tukociel.blogspot.com
Super wpis! Zwłaszcza ta fontanna-basen-wodospad. WTF? :)
OdpowiedzUsuńDzięki! W sumie u nas też dzieci czasem próbują kąpać się w fontannach...
UsuńZdjęcia masz piękne, gratuluję, wybrać się nie wybiorę, bo zostawiłam serce na Bałkanach :)
OdpowiedzUsuńTo zawsze problem, ja też tęsknie za kilkoma miejscami na świecie. Ale okazuje się, że serce jest pojemne i tych miejsc wciąż przybywa. Malezja mi właśnie ostatnio przybyła. Już bym chciała tam wrócić.
Usuń