Tak jak obiecałam, wracam jeszcze do Susy, bo
poprzednim razem nie pokazałam Wam zdjęć z miejsca, które spodobało nam się
najbardziej, czyli z muzeum, prezentującego życie bogatego suskiego
mieszczanina.
Mieści się ono w starym domu, którego budowę rozpoczęto w 928
roku.
Z tamtych odległych czasów pozostało jednak niewiele, to co dziś
prezentowane jest zwiedzającym, to głównie sprzęty domowe i meble z XIX wieku
(choć można obejrzeć także kontrakt ślubny podpisany 700 lat temu).
Rodzina właściciela budynku mieszka w kilku
pomieszczeniach na piętrze, pozostałe udostępniając zwiedzającym. I choć robią
to oczywiście dla pieniędzy, pani sprzedająca bilety nie tylko wpuściła nas do
środka zupełnie za darmo, ale jeszcze pokazała zdjęcia rodzinne i wypożyczyła
pisemny przewodnik po muzeum.
Dzięki temu mogę Wam opowiedzieć, że dom ten przeznaczony
był dla właściciela i jego dwóch żon. Wszyscy mieli wspólny dziedziniec, ale
sypialnie i saloniki były oddzielne.
wewnętrzny dziedziniec domu
łóżko drugiej żony
Apartamenty drugiej żony mienią się wieloma kolorami.
Udekorowano je tak, żeby ułatwić kobiecie (i odwiedzającym ją koleżankom)
spędzającej całe dnie na nicnierobieniu, zabijanie nudy.
Również w tym celu
ustawiono na półce pod sufitem kolekcję wielobarwnych flakonów. Według
przewodnika, stanowią one rozrywkę dla oczu osób wylegujących się na stojących
w saloniku leżankach.
Pokoje pierwszej żony
są nieco inne, bo musiało się w nich zmieścić też łóżko małżeńskie. Umieszczono
koło niego oliwną lampkę, która od czasów rzymskich wyznaczała długość wykonywania
małżeńskiej powinności.
na lampce wyrzeźbiono scenkę chyba z Kamasutry
Tak długo, jak ogień płonął mąż musiał sprawiać
przyjemność żonie, swoją trzymając na wodzy. Gdy lampka gasła następowała kulminacja miłosnej nocy, po czym kobieta opuszczała łoże małżonka, przenosząc się na inne
posłanie.
fotografia jednego z ostatnich użytkowników oliwnej lampki
Sypialnia pierwszej żony była też wyposażona w łazienkę,
której ściany wyłożono marmurem z włoskiej Carrary. Można w niej było
skorzystać z bieżącej wody, co w XIX wieku było luksusem nie tylko w Afryce.
Obejrzawszy wszystkie pomieszczenia na parterze (a,
zapomniałam dodać, że była tam jeszcze sypialnia dla dzieci w wieku powyżej 10 lat ),
zwiedzający może wejść po bardzo ładnych schodach na piętro.
Tam znajduje się
mała kuchnia, przeznaczona jedynie do przygotowywania kawy i herbaty oraz
ewentualnie podgrzewania dań.
Do prawdziwego gotowania służyła druga kuchnia
umiejscowiona w części domu przeznaczonej dla służby.
państwo mieli wodę bieżącą, służba korzystała ze studni (na piętrze)
Oprócz niej i „hotelu
robotniczego” znajdowała się tam wieża (wys. 65 m n.p.m.) dzięki której można
było obserwować księżyc i wyznaczać początek i koniec ramadanu (to ważna
sprawa, która nawet w dzisiejszych czasach sprawia wiele trudności, czego sama
doświadczyłam 2 tygodnie temu).
Odwiedzającemu muzeum turyście przydaje się ona
raczej do obserwowania panoramy miasta, które z tej wysokości prezentuje się
wspaniale.
fragment murów miejskich z IX wieku
No, to chyba opisałam wszystko. Pozostałe miejsca obejrzycie
sobie w Susie sami, bo wybieracie się tu, prawda??
Nicnierobienie nie jest moim ulubionym zajęciem, ale faktycznie rozrywki dla oczu sporo :).
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, ale chyba pytania, które cisną mi się do głowy zadam Ci już w bezpośredniej rozmowie ...
Pewnie, że bym się tam wybrała!
Wybierz się koniecznie! To łatwy kraj i można tu tanio przylecieć poza sezonem.
Usuń