To ostatni czwartkowy obiad w Tunisie. Jeśli wszystko dobrze
się ułoży to za tydzień będę już nadawać z naszej kochanej Warszawy. Czas więc
na podsumowanie.
Po ponad miesiącu spędzonym w Tunezji muszę stwierdzić, że jedzenie tu jest dość monotonne. We wszystkich restauracjach, barach i budkach szybkiej obsługi, niezależnie od tego czy będzie to „u Alego”, „chez Fransois” czy „Bella Italia”, menu wygląda identycznie. Brik, zupa jarzynowa, odżdża oraz kawałki mięsa podane na kuskusie albo na makaronie. No i oczywiście duuuużo bagietki.
Po ponad miesiącu spędzonym w Tunezji muszę stwierdzić, że jedzenie tu jest dość monotonne. We wszystkich restauracjach, barach i budkach szybkiej obsługi, niezależnie od tego czy będzie to „u Alego”, „chez Fransois” czy „Bella Italia”, menu wygląda identycznie. Brik, zupa jarzynowa, odżdża oraz kawałki mięsa podane na kuskusie albo na makaronie. No i oczywiście duuuużo bagietki.
typowa zupa, jarzyny, pomidory, kawałek kurczaka, harissa i kasza albo makaron
Na szczęście przed kulinarną nudą chronią niespodzianki, na
które natykam się od czasu do czasu. Na przykład kilka dni temu, podczas pobytu
w Susie, poszłyśmy do baru szybkiej obsługi, żeby znów zjeść bagietkę z mięsem.
Okazało się jednak, że tym razem trafiłyśmy do miejsca wyjątkowego, w którym
oprócz tradycyjnych kanapek sprzedawano też dość specyficzne racuchy.
Przełożone pastą jajeczną, frytkami, oliwkami, tuńczykiem i sałatką pomidorową racuszki były nie
tylko miłą odmianą dla kubków smakowych, ale też zupełnie nie obciążyły mojego
budżetu, bo kosztowały mniej niż 1zł. Lubię takie niespodzianki J
Zaskoczeniem był dla mnie również sposób
gotowania makaronu po tunezyjsku. Wcześniej wiedziałam, że w specjalnym
podwójnym garnku gotuje się tu na parze kuskus i ryż. Nie przypuszczałam
jednak, że można tak przyrządzić również makaron. A jednak. Tradycyjny
kwadratowy makaron tunezyjski został umieszczony w górnej, durszlakowej części
garnka, do dolnej zaś trafiło mięso, przyprawy i koncentrat pomidorowy, czyli
składniki sosu. Następnie zarówno górną, jak i dolną warstwę polano oliwą, do
mięsa dodano jeszcze trochę wody i wszystko to powędrowało na palnik kuchenki.
Przez pierwsze dziesięć minut makaron tkwił jedynie w oleistych oparach, potem
kucharz przełożył go na chwilę do miski i wymieszał z 2-3 łyżkami sosu ze spodu
garnka. Następnie znowu wrzucił na górne sitko i taki obtoczony w sosie (ale
nie zanurzony w cieczy) makaron gotował się jeszcze jakiś czas, aż do uzyskania
stanu „al dente”. Dobry był!
Wczoraj natomiast ja wywołałam zdziwienie w restauracji,
poprosiłam bowiem o sól. Tunezyjczycy kochają harissę i wszystko przyprawiają
tą ostrą pastą paprykową, zupełnie ignorując moją ulubioną sól. Nie
przypuszczałam jednak, że do tego stopnia. Będąc w dość eleganckiej restauracji
(z obrusami), mieszczącej się przy głównej ulicy stołecznego miasta,
spodziewałam się występowania chociaż jednej solniczki. Jednak kiedy o nią
poprosiłam, wywołałam najpierw zdumienie, a potem lekką konsternację kelnera. Pomyślał
chwilę, a w końcu odesłał mnie do działu przyrządzania pizzy, gdzie kucharz
nasypał mi soli na talerzyk z serwetką. O, tak:
te ciemne kłaczki to jakieś składniki pizzy, które niechcący wpadły do soli
Na koniec jeszcze jedna fotka. Może nie jest szczególnie
zaskakująca, ale zamawiając zwykła kawę nie spodziewałam się takiej słodkiej
białej góry…
Dobry sposób z tym makaronem, żeby go nie rozgotować.
OdpowiedzUsuńŁadne zdjęcie racuszka - kolorowe.
Co do soli to ja się z takim zdziwieniem i konsternacją zetknęłam w południowych Chinach - bardzo byli zdziwieni, że chcę solić ryż. Tylko miałam o tyle gorzej niż Ty, że nie wiedziałam, jak im wytłumaczyć, co mi jest potrzebne. Pokazywałam gest solenia (posypywanie solą palcami), to przynieśli mi...widelec. A jak już w końcu kupiłam w sklepie sól i wszędzie ją ze sobą nosiłam to wszyscy patrzyli, jak solę ten ryż, pokazywali palcami bardzo zdziwieni. Nam się wydaje, że sól jest popularna wszędzie, ale właśnie wcale tak nie jest.
A z tą kawą w białej milionowokalorycznej czapce, co było? Pewnie nie wypadało odłożyć czapeczki na spodek...
No bo ryż prawidłowo gotuje się bez soli. A naszym kubkom smakowym to zupełnie nie w smak :) Ja w chinach nie byłam, ale słyszałam, że tam dosalanie, dopieprzanie czy jakiekolwiek inne doprawianie potrawy to obelga dla kucharza, bo znaczy, że źle ugotował. Zupełnie inaczej niż u nas "Specjalnie mało posoliłam, żeby sobie każdy doprawił do smaku".
UsuńBita śmietana była prawdziwa, nie z żadnego sprayu, a ja właśnie wyszłam z egzaminu. To co miałam sobie odmawiać :))
Mam nadzieję, że egzamin zakończył się sukcesem! Gratuluję w ciemno!
UsuńOwszem! :)) Dziękuję bardzo
Usuń