Île de la Madeleine to kolejne warte odwiedzenia miejsce,
oddalone od Dakaru o kilkanaście minut podróży motorówką.
Dakar jest naprawdę blisko - płynąc na wyspę cały czas można podziwiać pomnik renesansu Afryki
Swą nazwę Wyspa
Magdaleny zawdzięcza portugalskiemu statkowi badawczemu – Madalena – którego
załoga na początku XVIII wieku sporządziła mapę senegalskiego wybrzeża.
Skalista, nieprzyjazna ludziom i rolnictwu wyspa nigdy nie była zamieszkana.
Dakarczycy mówili, że to wina złych duchów, które osiedliły się na skałach i
nie chciały żadnego sąsiedztwa.
Dziś Wyspa Magdaleny – najmniejszy park narodowy świata -
jest królestwem ptaków i baobabów. Na przybrzeżnych skałach i na gałęziach
potężnych drzew, wszędzie siedzą kormorany.
Zobaczyć je to żadna sztuka.
Spotkanie z ptasim symbolem parku narodowego Madeleine – faetonem – jest o
wiele trudniejsze i właściwie niemożliwe bez pomocy przewodnika.
park narodowy można wizytować jedynie w towarzystwie przewodnika
Faetony to
bardzo rzadkie ptaki, oprócz Dakaru występują jedynie na Wyspach Zielonego Przylądka.
I to im moja opowieść zawdzięcza zgrabne przejście od spraw przyrodniczych do
kulturowych. Faeton bowiem został symbolem wyspy nie tylko ze względu na
rzadkie występowanie, ale też, może nawet przede wszystkim dlatego, że za jego
sprawą w 1949 roku, Seydina Mandione Laye został wybrany drugim kalifem bractwa
Layene.
Faeton usiadł na ramieniu tego mężczyzny, co dla wszystkich było czytelnym znakiem, że to własnie on powinien zostać kalifem
Bractwo Layene to sekta, do której należą głównie Lebou, członkowie
jednej z wielu grup etnicznych Senegalu. Ich religia stoi gdzieś na granicy pomiędzy
islamem a animizmem, a i chrześcijaństwo nie jest im zupełnie obce. Świętują
Boże Narodzenie (bo Jezus jest ważną postacią okresu sprzed powstania bractwa),
czytują Biblię, przestrzegają pięciu filarów islamu, a także modlą się do
baobabów (a przynajmniej za ich wstawiennictwem). Na Wyspie Magdaleny jest
kilka naprawdę potężnych drzew, przy których ustawiono tabliczki informujące
turystów, że znajduje się w miejscu kultu.
W naszej wycieczce po wyspie oprócz nas i przewodnika
uczestniczył też jego znajomy, który skorzystał z okazji, że zagraniczne
turystki płacą i może za darmo zwiedzić park narodowy. Pan ten przy jednym
szczególnie imponującym baobabie złożył ofiarę w postaci kilku monet i
powierzył drzewu swoje prośby.
ofiarować baobabowi można monety
albo biżuterię
prawie w całości baobab, którego fragmenty były przedstawione na dwóch poprzednich zdjęciach
A przy baobabie gigantycznym posłużył za odnośnik, dzięki
któremu łatwiej będzie Wam wyobrazić sobie rozmiary drzewa. Całości nie dało się
nijak zmieścić na jednym zdjęciu, ale i tak widać, że to drzewo kolos, prawda?
o dziwo nie wszystkie baobaby są wielkie :)
W charakterze ciekawostki na wyspie, a właściwie koło niej,
występuje także wrak hiszpańskiego statku, który zatonął tu ponad 20 lat temu.
Chciał przybić do brzegu podczas burzy, no i niestety się przewrócił.
- A dlaczego wciąż tu leży? – spytałam naszego przewodnika.
- Bo była burza, wielkie fale i się przewrócił.
- Rozumiem, ale dlaczego teraz tu leży?
- No bo była burza i wielkie fale…
- Tak wiem, dlatego zatonął. W 1992 roku. Ale dlaczego w
2016 tu leży?
- Bo burza była.
Za trzecim razem zrozumiałam wreszcie, że moje pytanie jest
niemądre, zaprzestałam dręczenia przewodnika i zajęłam się czymś
pożyteczniejszym, czyli fotografowaniem. Dzięki czemu być może nie zaspokoję
Waszej ciekawości na temat andaluzyjskiej floty, ale za to na zakończenie
pokażę kilka widoków najmniejszego parku narodowego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz