Kilka dni temu na
kiermaszu, na którym zbierano pieniądze na potrzeby misji w Zambii, kupiłam
książkę kucharską z przepisami kuchni azjatyckich. Niby nic, a jednak…
Książka wydana w 1978 roku nie przyciąga jakoś szczególnie
okładką i pewnie wiele osób przeszłoby koło niej obojętnie. Ja jednak – od
czasu, gdy na mojej drodze do pracy znajdował się skup makulatury z książkami
po 1 zł – bardzo lubię takie stare, z pozoru nieatrakcyjne książki. Wiele razy
przekonałam się, że te niewyględne i - nie bójmy się stwierdzenia – brzydkie książki
okazują się prawdziwymi skarbami. Tak też było i w tym wypadku. Poza wyglądem,
składa się ona z samych zalet. Nawet lektura wstępu była szalenie interesująca
i to nie tylko ze względu na barwny i przemawiający do wyobraźni język.
Fragment zatytułowany „słowniczek przypraw i mniej znanych
składników potraw” przekazuje bogatą wiedzę na temat Polski lat
siedemdziesiątych. Dzięki niemu dowiedziałam się między innymi, że suszoną
bazylię można było kupić w Herbapolu, bakłażany rzadko pojawiały się w
sprzedaży, a curry dostępne w polskich sklepach miało tyle wspólnego z
prawdziwym, co kawa zbożowa z naturalną. Żeby poznać właściwy smak tej
przyprawy, należało się udać do Peweksu.
Wiele też jest w „Kuchniach azjatyckich” cennych porad (nie mających związku z życiem w PRL).
Najciekawsza wydała mi się przestroga przed spożywaniem alkoholu lub
mleka razem z mango. Wiedzieliście, że może to doprowadzić do zatrucia?? Ja
nigdy o tym nie słyszałam.
O ile pierwsze 20 stron książki sprawiły mi
przyjemność, o tyle kolejne wprawiły mnie w prawdziwy zachwyt. Bo choć moja
kolekcja książek kucharskich jest dość bogata, to do tej pory nie miałam
żadnych przepisów kuchni kirgiskiej, tadżyckiej czy kałmuckiej. A tu proszę,
jest wszystko, elegancko podzielone na poszczególne kraje.
Oczywiście czym prędzej zabrałam się za gotowanie. Najpierw
zajęłam się potrawami prostymi (żeby nie trzeba było biegać do sklepu po
składniki dania) a jednocześnie intrygującymi. Taką zdała mi się kiełbasa
smażona w wódce (kuchnia chińska).Do jej przygotowania potrzebne są takie składniki:
kiełbasa swojska, z ziarenkami gorczycy
Oraz olej i cukier. Co prawda nie do końca wiedziałam, co
znaczy, że wódka ma być gatunkowa, ale oczywiście nie przejęłam się tym i
wzięłam zwykłą, taką jaką akurat miałam w lodówce.
Posypana cukrem i usmażona w wódce kiełbasa zasmakowała mi
tak bardzo, że następnego dnia znów sobie ją przyrządziłam i z pewnością
wejdzie na stałe do mojego jadłospisu. Zwłaszcza, że – jak zapewniają autorzy
książki – wódka niszczy tłuszcz i potrawa wcale nie jest tucząca :)
Następnym daniem, które mnie zainteresowało, była zupa z
mąki (kuchnia kirgiska). Do jej
zrobienia wystarczy mąka, odrobina oleju i cebula. Dla wzbogacenia smakowitości
tego raczej mało wykwintnego dania należy je jeszcze posypać koperkiem. Ja
dodałam też trochę berberysu, żeby rozweselić szarą zupę. Wszystko razem
było nawet dość dobre, ale jedząc cały czas myślałam, jakie mam
szczęście, że w moim kraju występuje obfitość owoców i warzyw.
Pewnie dlatego, zaraz po zupie zrobiłam jabłka w śmietanie
(kuchnia kałmucka). Tym razem nie dało się ukryć, że danie jest kaloryczne, ale
za to jakie dobre! A do tego banalnie proste. Wystarczy pokrojone jabłka
gotować długo w śmietanie, a pod koniec, gdy owoce są już zupełnie miękkie,
wsypać do garnka cukier. Wychodzi pyszny słodziutki deser, który ma tę
dodatkową zaletę, że pozwala zagospodarować jabłka, które w tym roku wyjątkowo
obrodziły i grubą warstwą zalegają cały balkon.
może nie wygląda to jakoś szczególnie pięknie, ale smakuje naprawdę dobrze
To chwilowo wszystkie dania, które przetestowałam, ale coś
mi się zdaje, że niedługo zrobię palestyńską kurę nadziewaną bananami…
PS cytat z "Kuchni azjatyckich": Trzy są rozkosze życia, najpierwszą jest dobre jedzenie (...) :)
PS cytat z "Kuchni azjatyckich": Trzy są rozkosze życia, najpierwszą jest dobre jedzenie (...) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz