Miasta leżące na północy Algierii, na wybrzeżu Morza
Śródziemnego, są ładne i ciekawe, ale w taki zwykły, prawie europejski sposób.
po Oranie jeździ nawet tramwaj
Wystarczy jednak wsiąść w samolot i polecieć godzinę w głąb kraju, by znaleźć
się w zupełnie innym świecie.
Pięć miast leżących w dolinie Mzabu wygląda i
funkcjonuje praktycznie tak samo jak dwieście, trzysta a nawet tysiąc lat temu.
Najstarsze z nich zbudowano w X wieku i od tego czasu do dziś zachodziły tam
jedynie kosmetyczne zmiany.
Centrum pięciomiasta jest Ghardaia – tu świat powoli, ale
jednak idzie naprzód. Są hotele, kawiarnie z prysznicami,
bardzo porządny hotel i kawiarnia z prysznicem - popularne połączenie w Ghardai
sklepy i kawiarnie.
Mieszkańcy miasta ubierają się może nieco inaczej niż warszawiacy czy
londyńczycy, ale jednak dość współcześnie.
na myśl o prasowaniu tych wszystkich plisek aż mi cierpnie skóra
Natomiast kiedy przekroczy się bramy
któregoś z otaczających Ghardaię starych miast – wszystko staje się inne. Ulice
mają formę schodów,
motocykle (jeżdżące po schodach!) to praktycznie jedyny współczesny element krajobrazu
bo miasta te budowano na zasadzie piramidy – na szczycie
jeden meczet z minaretem będącym jednocześnie wieżą strażniczą,
widok z takiego minaretu na okolicę poza murami miasta
nieco niżej
pierścień szkół koranicznych, potem szerszy krąg mieszkań i na samym dole bazar
ze sklepani i warsztatami.
Taka ustanowiona tysiąc lat temu zasada obowiązuje
do dziś, dlatego zwiedzanie Maliki, Beni Isguen czy Al-Atuf oznacza nieustanne
pokonywanie schodów. Niech się jednak nie martwią turyści niemający sprawności
taternika – chodzenie po ulicach mzabskich miast nikogo nie zmęczy, bo po każdych
kilkudziesięciu krokach, następuje postój. Albo trzeba przepuścić jeźdźca na
osiołku,
albo w zdumieniu przyjrzeć się kobietom-zjawom, które wypływają gdzieś
zza rogu.
kobiety te nie wychodzą poza mury miejskie, świat oglądają jednym okiem, a wszystkie sprawunki noszą w jednej ręce, bo drugą muszą przytrzymywać zasłonę na twarzy
Tu chce się zrobić zdjęcie studni, przy której obowiązkowo rośnie
palma,
a tam zapisać w notesie zalety ulicznego kamienia (są dość nietypowe, a
pamięć już nie ta, więc lepiej zanotować).
po trzykroć pożyteczny kamień - dzięki niemu podczas deszczu woda płynąca po ulicy rwącym strumieniem zwalnia nieco, chcący dosiąść osła może na nim stanąć i ułatwić sobie zadanie, a zmęczony staruszek zmierzający w górę do meczetu może na kamieniu posiedzieć i odpocząć nieco. Doprawdy fantastyczny to kamień!
Zespół pięciu tysiącletnich miast został wpisany na listę
UNESCO, co lokalni aktywiści postanowili wykorzystać, ustalając zasady
odwiedzania zabytkowych miejsc. Większość z nich zwiedza się zatem z
przewodnikiem,
Orientation Office zamknięto na głucho, więc tu akurat nie dało się z przewodnikiem
co ma tę zaletę, że oprócz wrażeń wizualnych, zdobywa się tez
pewną wiedzę. Na przykład o tym, że drewniane drzwi robiono zawsze jak
najmniejsze,
bo palma to cenna roślina, dająca ludziom daktyle i nie należy jej
drewna marnować.
choć na tej ulicy we współczesnej części miasta...
daktyle leżały pod palmami jak u nas żołędzie czy kasztany
Przewodnik w Al-Atuf pokazał nam też położony poza murami
miejskimi cmentarz
i mauzoleum, które stało się inspiracją dla sławnego
francuskiego architekta Le Corbusiera.
do mauzoleum przybywało wielu pielgrzymów - te wnęki to miejsca na ich bagaże
Muszę się przyznać, że trochę nie
dowierzałam słowom przewodnika. Jednak po powrocie sprawdziłam na stronie UNESCO
oraz w biografii Le Corbusiera i wychodzi, że faktycznie, w czasie drugiej
wojny światowej był w Algierii i mzabska architektura wpłynęła na jego
twórczość. Zwracam więc honor Hassissanowi, który – jak to Algierczyk – był
bardzo miły, po zwiedzaniu zabrał nas do swojej zupełnie nieczynnej pizzerii
oraz zawiózł nie wiadomo dokąd, do restauracji, w której miałyśmy spróbować
najlepszej lokalnej kuchni. Niestety nie było tam tradycyjnego algierskiego
jedzenia tylko to, co według Hassissana mogło przypaść do gustu Europejkom, ale
chęci miał dobre i to się liczy.
Natomiast przewodnik w Beni Isguen dowiedziawszy się, że
pracuję w muzeum, postanowił oszołomić mnie kolekcją zebraną przez mieszkańców
jego miasta.
zgodnie z muzułmańskim obyczajem twarz modela nie została pokazana
to wszystko są części bardzo skomplikowanego klucza, którym można z zewnątrz zamknąć dom od wewnątrz
W ogóle jak tak pomyślę o Ghardai to przychodzi mi do głowy
tyle miłych spotkań z ludźmi, takie zaopiekowanie się nami, że chyba muszę o
tym osobno napisać. Zatem do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz