Właściwie każdy Algierczyk, z którym rozmawiałam, wcześniej
czy później pytał mnie, czy byłam już w Kasbie. Ta najstarsza część stolicy na
pierwszy rzut oka różni się od pozostałych dzielnic tylko tym, że większy tam
rozgardiasz, a budynki są w nieco gorszym stanie niż kamienice w centrum.
no i jeszcze ulice są nieco węższe...
Z nielicznych informacji, jakie udało mi się przed wyjazdem
znaleźć w internecie wynikało, że powinnam się Kasby obawiać, nie chodzić bez eskorty itp. Może i wzięłabym do siebie te uwagi, gdyby nie to, że pierwszy
raz znalazłam się tam niechcący. Nie było żadnych linii oddzielających
poszczególne dzielnice, ja po prostu szłam przed siebie i w którymś momencie
okazało się, że jestem w Kasbie.
publiczne prysznice są w każdym algierskim mieście
A ponieważ dokoła nie otaczały mnie diabły
rogate, tylko tak samo przyjaźni i życzliwi ludzie, jak i w innych częściach
miasta, więc spokojnie poszłam dalej. Algierskie stare miasto różni się od
innych arabskich starówek tym, że położone jest na zboczu góry
ciagle trzeba chodzic po schodach
i zabudowane
francuskimi kamienicami.
Jednak duch panuje tam zdecydowanie arabski.
Począwszy
od malowideł naściennych,
poprzez panów żywo omawiających na ulicach sprawy
najważniejsze,
po bawiące się na małych placykach dzieci.
Główną atrakcją turystyczną Kasby jest Muzeum Sztuki Ludowej
i Tradycji. Można w nim obejrzeć dawne urządzenia do wyciskania oliwy z oliwek,
tradycyjne stroje i meble, ale najciekawszy jest sam budynek muzeum. Zbudował go
w 1570 roku osmański oficer, ale na pałac przerobił Khaznadji Hassan Pasza,
królewski skarbnik, który chciał, by zamieszkała tu jego córka. Dzięki temu
dziś można podziwiać i klatkę schodową wyłożoną pięknymi kafelkami
i kręcone
kolumienki, pomiędzy którymi można popatrzeć na przestronne patio
i iście królewskie
złote łoże.
Niedaleko muzeum, na samym dole Kasby, znajduje się
najbardziej znany algierski meczet.
meczet Ketchaoua
Zbudowano go w 1612 roku, potem – podczas panowania
francuskiego – został przerobiony na katedrę świętego Filipa i dopiero po
uzyskaniu przez Algierię niepodległości (w 1962 roku) znów uczyniono z niego
meczet. Do środka niestety nigdy nie udało mi się wejść, bo albo była akurat
piątkowa modlitwa i nie należało przeszkadzać, albo drzwi były zamknięte na
głucho. Ale i zewnętrzne oględziny dały dużo satysfakcji – popatrzcie sami.
Na szczęście – zupełnym przypadkiem – do stojącej na nadmorskim
klifie Bazyliki Matki Boskiej Afrykańskiej,
ta świetlistość na wzgorzu to właśnie bazylika
przyjechałam akurat w czasie dwóch godzin, kiedy kościół jest otwarty dla turystów.
Ucieszyło mnie to bardzo, bo wnętrze
nie tylko jest ładne i wyposażone w polskie akcenty,
ale też propaguje tak
bliskie mi treści. W apsydzie głównego ołtarza, za figurą Matki Boskiej napisano
bowiem wielkimi literami: Matko Boża Afrykańska, módl się za nas i za
muzułmanów. Pięknie, prawda?
Krótko byłam w Algierze, nie widziałam zbyt wiele. Jednak
to, co udało mi się zobaczyć w 90% mówiło do mnie: wróć tu, wróć tu, wróć…
Kurde, taki nieoczywisty kierunek - uwielbiam! Miasto wygląda bardzo interesująco :)
OdpowiedzUsuńInspirujesz, może kiedyś uda mi się wybrać w te rejony
OdpowiedzUsuń