Zazwyczaj jadąc do jakiegoś kraju, jestem zaopatrzona w
przewodnik Lonely Planet, czasem też w jakieś polskie wydawnictwa. Tymczasem
Algierię zwiedzałam właściwie po omacku. Być może istnieją jakieś przewodniki
po francusku, niestety nie władam tym językiem wystarczająco, by z nich korzystać. Natomiast po angielsku czy polsku nie ma nic. Oglądałam sobie zatem
ten kraj zupełnie jak dawni podróżnicy, którzy nigdy nie wiedzieli, co czeka
ich za rogiem.
Jak wszystko w życiu, ma to swoje plusy i minusy. Minusy, czyli
ciekawe miejsca, do których nie dotarłam, objawiają mi się teraz, bo za sprawą
algierskich kontaktów, pokazują mi się na ekranie komputera.
Plusem natomiast było to, że szłam sobie, dokąd chciałam i
miałam poczucie całkowitego nicniemuszenia.
Algier jest miastem wielopoziomowym, co dodaje mu uroku, choć nieco utrudnia chodzenie
W takim miejscu jak Algier, to duża zaleta, bo miasto jest
bardzo malownicze i samo mówi człowiekowi, dokąd iść najlepiej. Nęci
powiewającymi zasłonami w oknach,
kusi secesyjnymi wywijasami na drzwiach i
oknach,
ciekawe, jak by to było, gdyby do mojego bloku prowadziły takie drzwi
woła wąskimi schodami-uliczkami,
mami lazurem morza
i bielą
kolonialnych kamienic.
Nigdy nie wiadomo dokąd ani kiedy się dotrze.
No bo przecież
nie sposób przewidzieć, że nagle na ulicy kabylski muzyk-zegarmistrz zapyta nas
o wrażenia z Algieru, a potem zaprosi na murek nad portem na szklaneczkę
słodkiej miętowej herbaty
herbatę kupuje się po przeciwnej stronie ulicy, a pije się przy murku z widokiem na morze
i przez pół godziny będzie opowiadał i opisywał zawiłości algierskiej sytuacji etnicznej.
gdyby ktoś był zainteresowany, to tutaj wszystko jest szczegółowo rozpisane, wszystkie najważniejsze grupy etniczne zaznaczone na mapie Algierii i w ogóle, czego na tej kartce nie ma...
Albo że w zamykanej na klucz
restauracji, kelnerka jakby żywcem wyjęta z filmu Almodovara (na imię miała Kika) uzna nas za swoje
największe przyjaciółki i będzie podchodzić co kilka minut, by nas wyściskać i
powiedzieć, że ona dla nas zawsze i wszystko.
takie sardynki tam jadłam
Mimo tego wszystkiego jednak kilka atrakcji turystycznych
udało nam się zaliczyć. Pomnika Chwały i Męczeństwa po prostu nie da się
przeoczyć. Nie dość, że jest przeogromny, to jeszcze stoi na wysokiej górze i
wieczorem świeci na zielono.
to najbardziej wystające, 92-metrowe coś, to właśnie on
W dzień najlepiej dojechać do niego kolejką
linową, której wagoniki pomalowane są w barwy narodowe.
Pomnik upamiętnia walkę
Algierczyków o niepodległość, dlatego płonie w nim wieczny ogień,
a pilnują go
figury żołnierzy.
Jest też polski akcent – projektantem monumentu był Marian
Konieczny, ten sam, który stworzył warszawską Nike czy pomnik Jana Matejki.
Będąc na pomnikowym wzgórzu, można popatrzeć z góry na
miasto i zaplanować, co chciałoby się jeszcze zobaczyć. Polecam znajdujący się
tuż przy dolnej stacji kolejki ogród botaniczny, w którym podobno w
międzywojniu kręcono sceny do filmu Tarzan.
Z ogrodu do centrum można sobie komfortowo wrócić metrem. Co
prawda w Algierze jest zaledwie jedna linia, ale wziąwszy pod uwagę, że poza
nią w całej Afryce są jeszcze tylko dwie inne (i chyba kawałek trzeciej) w
Kairze, uważam że należy się uszanowanie.
Metrem dojeżdża się do Poczty
Głównej, środka miasta i algierskiego punkt zero. To bardzo piękna, licząca
sobie ponad sto lat budowla.
Niestety wejść się do niej nie da, a usługi
pocztowe świadczone są w sąsiednim budynku.
poczta działająca to ten budynek z zegarem i żółtym szyldem
a tu zbliżenie na ten szyld, żeby każdy mógł sobie przeczytać napis w dwóch obowiązujących w Algierii językach urzędowych - arabskim i tamazight (nie mogę się zdecydować, który alfabet ładniejszy)
Ale i tak koniecznie trzeba tu
przyjść, raz żeby popatrzeć na zabytkową pocztę, a dwa, żeby posiedzieć w
jednej z kawiarni na pobliskim deptaku.
Trafiłyśmy tu od razu pierwszego dnia
rano i od tego czasu to moje ulubione miejsce w Algierze. Zwłaszcza rano, kiedy
jeszcze nie ma tłumów i można w spokoju napić się kawy pośród kwiatów i
zieleni,
z widokiem na piękne kamienice i toczące się dość niespiesznie życie.
Po kawie i croissancie z czekoladą można iść dalej. Dokąd? O tym to już
następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz