niedziela, 14 października 2018

Na Saharze życie kwitnie


Sahara to miejsce pełne niespodzianek. Okazało się, że nie tylko obfituje w wodę, ale też tętni życiem. Węży ani skorpionów, których ewentualnie się spodziewałam, nie spotkałam, ale za to były różne ptaki, 

w locie ten ptaszek jest jeszcze ładniejszy - pod czarnymi skrzydlami widać biały grzbiet - ale nie udało mi się zrobić takiego zdjęcia

wielbłądy, 



kozy 


oraz osły. 


Te ostatnie wykazywały największą aktywność. Osioł kojarzy mi się ze zwierzęciem raczej flegmatycznym, takim co to zaprze się i za nic z miejsca nie ruszy. Tymczasem te saharyjskie albo stadnie przebiegały dzikim pędem przez miejsce, które wybrałam sobie na toaletę,

toaletę mogłam sobie rozstawić, gdzie chciałam 

 albo o drugiej w nocy podrywały nas na równe nogi najdzikszym wrzaskiem jaki w życiu słyszałam.
O tym, że kiedyś życie na Saharze było jeszcze bogatsze świadczą rysunki naskalne, które codziennie z dumą pokazywał nam Osman. Są na nich nie tylko krowy i króliki, 


ale też żyrafy, co jest dowodem na to, że kiedyś musiała tu być o wiele bujniejsza roślinność.


Choć i dziś porasta pustynię znacznie energiczniej niż myślałam. 

są nawet kwiatki

Kiedy pewnego poranka Osman oznajmił, że pójdziemy oglądać ogród, myślałam, że coś źle zrozumiałam. A kilka minut później z niedowierzaniem przyglądałam się – małym, ale za to licznym – pustynnym cukinio-dyniom


 i wdychałam intensywny zapach rukoli. Osman pokazał nam też grzyby, chyba jakichś krewniaków trufli, których obecność można było poznać po małych piaskowych kopczykach.


Pustynia sama sieje i dba o swoje rośliny. 

naturalny ogród sam sobie wyznaczył granice

Nomadowie, których szałasy spotykaliśmy od czasu do czasu zajmują się jedynie zbiorami. 


Choć w pewnej maleńkiej osadzie  - położonej nawet jak na saharyjskie warunki na zupełnym końcu świata, na dnie wysokiego kanionu, z którego droga do jakiejkolwiek namiastki cywilizacji, bez samochodu musiała trwać pewnie kilka dni – 


widziałam ogródek będący dziełem człowieka, a dokładnie pani o czerwonej twarzy, całkowicie pokrytej pastą ze sproszkowanej skały, która podobno jest znakomitym kosmetykiem chroniącym przed słońcem.

ogródek niewielki

ale warzywa są

W ogóle pustynia daje tuareskim nomadom wszystko, co potrzebne do życia. Osman wielokrotnie zrywał różne roślinki 

z tego z lewej robi się napar na różne bóle, w środku kwaśny liść zastępujący cytrynę, z prawej rukola 

i tłumaczył nam, jakie można z nich przygotować lekarstwo, zapewniając, że ich stosowanie jest na tyle skuteczne, że nomadzi nie muszą korzystać z porad lekarzy. 

ta, spotkana pośrodku niczego, pani dała Osmanowi dwa duże pęczki różnych ziół, których zebranie zajęło jej pewnie pół dnia. A dała, nie sprzedała

Ani z innych zdobyczy cywilizacji. Pustynia daje im wszystko: wodę, którą gromadzą i przechowują w takich bukłakach:

przez jeden dzień to był nasz samochód

zioła, warzywa, liście dla kóz, patyczki zastępujące szczoteczki do zębów i – co chyba równie ważne, a może nawet ważniejsze – poczucie absolutnej wolności. Patrząc na tę niekończącą się przestrzeń i wędrujących po niej ludzi, zrozumiałam dlaczego dla Tuarega zamknięcie w areszcie oznacza śmierć. 


Poczułam też, jak bardzo my – tacy syci i bogaci – sami sobie fundujemy życie w celach więziennych. Chodzę teraz po Warszawie i jakoś mi ciasno. Tylko trochę i czasami, ale przecież spędziłam na pustyni zaledwie tydzień i jedynie pięć razy po przebudzeniu widziałam nad głową błękit nieba. Oni mają tak zawsze i teraz już wiem, że to jest coś, z czego utratą nie da się pogodzić. Nie da i już.


3 komentarze:

  1. Ciekawy wpis i przede wszystkim piekne zdjęcia. Człowiek uswiadamia sobie, że pustynia to nie tylko piasek:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te kwiatki pięknie wyglądają! Nie spodziewałabym się ich w takiej okolicy :)

    OdpowiedzUsuń