Odkrywanie nowych smaków to dla mnie bardzo ważny element
podróżowania. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy gdzieś na tajskiej prowincji, w
przydrożnym barze spróbowałam po raz pierwszy w życiu green curry. Choć było to
wiele lat temu, bardzo dokładnie pamiętam nieco mroczną atmosferę miejsca, w
którym wypadła nam przerwa w podróży i mężczyznę stawiającego przede mną miskę,
z ulatującym z niej nieziemskim aromatem. To było absolutne
olśnienie, coś co zmieniło moje kulinarne życie już na zawsze. Dziś w mojej
lodówce może zabraknąć nawet lodu, ale nigdy, przenigdy nie dopuszczam do braku
mleka kokosowego.
Okazuje się jednak, że wcale nie trzeba jechać aż na Daleki
Wschód, by poznawać nowe smaki. Przekonałam się o tym ostatnio wizytując pewną
wieś pod Łowiczem. Zostałam tam ugoszczona mnóstwem pyszności (wrześniowe
maliny prosto z krzaka są po prostu obłędne), wśród których znalazła się dynia
makaronowa. Być może dla niektórych z Was nie będzie to żadne odkrycie Ameryki,
ale ja nigdy jeszcze nie próbowałam tego dania. Teraz niechybnie się to zmieni, bo
dynia ta jest nie tylko bardzo smaczna, ale też szalenie łatwa w przygotowaniu.
Wystarczy przekroić dyniową kulę na pół, wydłubać pestki i w powstałą dziurkę
włożyć solidną łyżkę masła. I już!
to było w drodze do tej chatki
dynia jeszcze surowa, choć ta z lewej już wydrążona
Połówki z masłem wkłada się do piekarnika i pozostaje już
tylko czekać. A kiedy miąższ zrobi się miękki, każdy gość dostaje własne pół
dyni i dalej radzi sobie sam, wyskrobując widelcem z wnętrza warzywa nitki
spaghetti (stąd nazwa dynia makaronowa),
dyniowe spaghetti
w które przemienił się dyniowy miąższ,
maczając je w jeziorku powstałym z masła, soląc i pieprząc do smaku.
dynia wyjęta z piekarnika, z maślanym jeziorkiem w miejscu po pestkach
Danie proste, pyszne, a do tego ciekawe i przykuwające uwagę
biesiadników. A przecież można je dodatkowo urozmaicić. Jeszcze nie
próbowałam, ale mam taki plan, żeby do dyń, które dostałam na wynos (ale mi się
powodzi J)
podać osobno świeże zioła, podsmażone kosteczki boczku, tarty ser i
pokrojoną drobno paprykę. Poustawiam to wszystko na stole i każdy, zgodnie z
upodobaniem będzie sobie do maślanego jeziorka dorzucał co chce. Dobry pomysł? A
może podpowiecie mi, co jeszcze można spróbować wrzucić do dyni?
A co na deser? Oczywiście maliny! Dostałam ich tyle, że
teraz jem pączki z jagodami, szarlotkę z jagodami i placek ze śliwkami z
jagodami. Mniam!
od lewej: pączki, placek ze śliwkami, szarlotka
PS: zapomniałam, że spod Łowicza przywiozłam też wiedzę o
występowaniu na świecie fioletowej fasolki szparagowej. Magicznej, można
powiedzieć, bo w trakcie gotowania zamienia się w zieloną i na talerzu trudno
ją odróżnić od tej drugiej.
Zainspirowałaś mnie :). Mój tata wymyślił jajko do środka, może być na twardo albo razem z masłem (ale obstawił, że się nie zetnie, tylko będą kluseczki). Ja bym dała suszone pomidory (takie z oleju), mnie pasują do wszystkiego. Też mamy wysyp dyniowo-cukiniowy i problemy z przerobieniem :).
OdpowiedzUsuńO, suszone pomidory! Wyśmienicie!
OdpowiedzUsuń