Niedawno byłam w Białowieży i przywiozłam stamtąd – oprócz pysznego
miodu klonowego i niezbyt pysznego korzenia omanu – wiedzę na temat małych
sarenek.
korzeń omanu jest raczej paskudny, ale podobno baardzo zdrowy
Przy okazji oglądania różnych zwierząt w rezerwacie
pokazowym dowiedziałam się o czymś, czym chyba warto się podzielić z innymi.
w rezerwacie pokazowym można spotkać wiele zwierząt żyjących w Puszczy Białowieskiej
Otóż zdarza się dość często, że turyści przynoszą pracownikom rezerwatu małe
sarenki, które znaleźli w lesie. Robią to w dobrej wierze, sądząc, że maluchy
są biednymi sierotkami wymagającymi pomocy. Tymczasem okazuje się, że matki po
prostu zostawiły swoje dzieci w bezpiecznym miejscu i poszły załatwiać inne
sprawy, bo takie są sarnie obyczaje. Maluchy
są nakrapiane i nie wydzielają żadnego zapachu, dzięki czemu bezpiecznie leżą
sobie w wysokich trawach, czekając na matkę, która zawsze wraca w porze
karmienia. Niestety czasem nie znajduje swojego dziecka tam, gdzie je zostawiła,
bo w międzyczasie ludzie zdążyli „uratować” biedną sarenkę.
Dlatego pracownicy rezerwatu w Puszczy Białowieskiej apelują
– nie ratujmy małych sarenek! Jeśli nie mamy stuprocentowej pewności, że matce
stało się coś złego (np. leży obok rozjechana przez samochód) to pozwólmy
naturze samej się o siebie troszczyć.
Że problem rzeczywiście istnieje i to nie tylko w
Białowieży, przekonałam się, sięgając wczoraj po majowy numer „Stolicy”. Sarny
mieszkają też w Warszawie, choćby w lasku Bielańskim, i wiele z nich traci
swoje dzieci właśnie w wyniku interwencji ludzkich pomocników, którzy zanoszą
sarenki do ZOO.
Ja do niedawna pewnie też bym tak zrobiła. Na szczęście
podróże kształcą. I to kolejny tego dowód :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń