Muszę przyznać, że nie za bardzo lubię kraje europejskie.
To znaczy, nie w ogóle, ale w projekcie KrajKuchnia. W większości są to małe
państwa, które kulinarnie nie różnią się jakoś szczególnie od swoich sąsiadów, a do tego ich dania są znane, oklepane, jedzone setki razy. Nie ma przygody po prostu.
Dlatego bez większych emocji zabrałam się za poszukiwania
dania belgijskiego.
Od razu wiedziałam, że nie chcę robić frytek, wafli ani
czekolady. Co wobec tego mi zostało?
Otóż okazało się, że całkiem sporo. Znalazłam na przykład blog,
którego autor wspomina wakacje spędzane w dzieciństwie u dziadków w Belgii. Mieszkali
nad morzem i dziadek trudnił się połowem krewetek. Które jadano na różne
sposoby. Między innymi jako farsz do pomidorów.
tym razem na zdjęciu zmieściły się wszystkie składniki (oprócz soli)
Przystawkę z krewetek po belgijsku robi się tak: najpierw
należy wydrążyć pomidora i położyć go na trochę do góry nogami, żeby wyciekły
resztki soku. Wyjęty miąższ można dorzucić do jajecznicy, guacamole, zupy, sałatki czy
czegokolwiek – grunt, żeby nie wyrzucać!
Czekając na samoczynne osuszenie pomidora, miesza się oczyszczone
i pozbawione ogonków krewetki z majonezem i posiekaną natką. No i solą do
smaku. Pieprz też może być.
Następnie ładuje się krewetkową mieszaninę do pomidorowych
miseczek i już!
Smaczna i ciekawie wyglądająca przystawka gotowa.
Podoba mi się i będę ją robiła dla moich gości.
A następnym razem wracamy na Karaiby – będzie danie z
Belize. Zapraszam!
ciekawy wpis
OdpowiedzUsuń