Zgodnie z wczorajszą obietnicą dziś będzie o kuchni regionu
Baracoa. O słodyczach cucurucho już kiedyś pisałam, ale nie jestem pewna, czy zaznaczyłam
wtedy, że należą one nie do specjałów ogólnokubańskich, a właśnie baracoańskich.
kokosowo-miodowe cucurucho w fazie końcowego wyjedzenia
Chociaż palmy kokosowe rosną przecież w wielu
miejscach na wyspie, to jednak jedynie na północno-wschodnim jej koniuszku
wykorzystuje się orzechy kokosowe tak jak należy. Nie tylko do produkcji
słodkiej masy, ale też do dań głównych.
Trynidad, kilkaset kilometrów na zachód od Baracoi
Prawie zawsze, w każdej restauracji w Baracoi można zamówić rybę,
krewetki czy kurczaka w sosie kokosowym. Piszę prawie, bo zdarzyło się nam, że
mleko kokosowe „wyszło”. Prywatne restauracje otwierane są po prostu w domach i
ich oferta ma wiele cech „czym chata bogata”, a że chata raczej wybitnie zamożna
nie jest, więc różnie to wychodzi. Ponieważ jednak właściciele bardzo cieszą
się z każdego klienta i starają się go zadowolić, więc możliwe są różne
niestandardowe rozwiązania.
dla miłych klientów prażynki od firmy
Kiedy okazało się, że dla mnie owszem, przyrządzono krewetki w
sosie kokosowym, ale moja koleżanka – mimo zamówienia ryby w sosie – dostanie rybę
jedynie zgrillowaną, kelnerka (będąca jednocześnie jedną z kucharek i
współwłaścicielką restauracji) pomyślała chwilę i zaproponowała, że może
wyskrobać garnek i podać resztkę mojego sosu. Propozycja została przyjęta i
koleżanka zjadła rybę z sosem, tyle tylko, że sos polewała sobie z filiżanki.
Najbardziej tradycyjnym daniem okolic Baracoi są rybki tetí. W tym wypadku nie można się dziwić i zastanawiać, dlaczego podaje się je tylko tam. Baracoa to jedyne miejsce na świecie, gdzie żyją te malutkie, mierzące zaledwie 4
mm rybki. Jakby tego było mało, to nawet tam złowić je można wyłącznie siódmego
dnia po pełni księżyca. Wtedy pojawiają się w morzu, w miejscu gdzie słona woda
miesza się ze słodką. Potem odpływają w górę rzeki i bardzo sprytnie się gdzieś
chowają, tak że rybakom nie udaje się ich złapać. Te tajemnicze rybki wyglądem
i smakiem podobne są zupełnie do niczego. Gdybym się dwa razy nie upewniła,
nigdy nie odgadłabym, że to co leży na moim talerzu to ryba (czy raczej setki ryb). Sami popatrzcie:
wyglądają mniej romantycznie niż można się było spodziewać, prawda?
Po takim egzotycznym daniu na deser najlepsza będzie piñacolada
ze świeżych ananasów, gęsta, aromatyczna i pyszna. Macie ochotę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz