Jeśli myśleliście, że w wczoraj napisałam już o wszystkich
sposobach upamiętniania Ernesta Guevary w Santa Clarze, to muszę wyprowadzić
Was z błędu. W mieście tym praktycznie na każdym rogu przypomina się o
związkach z bohaterskim Che.
O, na przykład na zdjęciu poniżej widać wzgórze, na które turyści wspinają się, by podziwiać panoramę okolicy, lokalna młodzież, żeby pobyć sam na sam z ulubioną koleżanką lub kolegą, a małoletni chłopcy, żeby puszczać latawce.
Ale dla historii miasta pagórek ten jest ważny, ponieważ
został zdobyty przez oddział pod dowództwem Guevary, podczas jednej z ostatnich
bitew rewolucji.
tablica pamiątkowa na szczycie wzgórza
W sposób bardziej doniosły bitwa o Santa Clarę uwieczniona
została za pomocą pomnika zwanego Tren Blindado, co po polsku znaczy pociąg
opancerzony. Zgodnie z nazwą, monument ten składa się z kilku wagonów pociągu, który wiózł żołnierzy Batisty i został wykolejony przez Che. Wraz ze swoimi ludźmi
uszkodził on tory, wziął do niewoli ponad 400 wrogów, a pociąg wykorzystał
potem jako bazę do kolejnych ataków powstańczej armii.
No, teraz to już zdecydowanie wystarczy tych rewolucyjnych
monumentów i opowieści o Che. Muszę koniecznie zmienić temat, bo jeszcze gotowi
jesteście pomyśleć, że Santa Clara to jakiś zmurszały skansen. A tymczasem
miasteczko jest pełne życia i naprawdę da się lubić.
życie na Kubie jest bujne pod każdym względem, roślinność wprost bucha z każdej najmniejszej szczelinki
Bardzo przyjemnie
spaceruje się po jego uliczkach (jest nawet śródmiejski deptak)
fontanna przy śródmiejskim bulwarze
i ogląda świat,
siedząc na ławce w Parque Vidal, czyli na głównym placu.
i fontanna na głównym placu
Na jego środku
ustawiona jest altana, w której wieczorami zasiadają rozmaici muzycy. My trafiliśmy
na koncert orkiestry, grającej światowe przeboje z piosenkami Beatlesów w
roli głównej. Swój koncert muzycy zaczęli jednak od hymnu narodowego. Gdybym nawet nie
sięgnęła pamięcią do czasów podstawówki i nie rozpoznała tej melodii (¡Libertad,
libertad, libertad!), to reakcja przebywających na placu ludzi nie
pozostawiała cienia wątpliwości, co do tego, jaki utwór jest aktualnie grany.
Wszyscy siedzący do tej pory na ławkach, wydawałoby się zatopieni w rozmowach i
zajęci swoimi sprawami, w okamgnieniu zerwali się na równe nogi, zamilkli i
przyjęli postawę zasadniczą. Na ławkach pozostali jedynie nieco zbaranieli turyści.
właśnie odgrywany jest hymn narodowy
Po odegraniu hymnu orkiestra wzięła się za „Michelle ma belle”, a ludzie znów
przybrali niedbałe pozycje i powrócili do przerwanych ploteczek. Ja zaś
zadumałam się. Jak moi rodacy zareagowaliby na dźwięk Mazurka Dąbrowskiego,
który rozległby się – dajmy na to – w niedzielny wieczór w Łazienkach?
Kolejnego wieczora nie było orkiestry, ale za to przed jeden
z okalających plac budynków wystawiono wielkie głośniki i ulica przemieniła się
w dyskotekę.
A że Kubańczycy (a zwłaszcza Kubanki) mają w sobie niesamowity
dryg do tańca, to dłuższą chwilę spędziliśmy patrząc na wirujące przed nami
postacie. Ze smutkiem stwierdziliśmy, że tylne części naszych ciał są absolutnie niezdolne do ruchów, które Kubankom przychodzą bez najmniejszych trudności. Po
namyśle doszliśmy do wniosku, że europejskie pośladki złożone są z mniejszej liczby
mięśni i nic się nie da na to poradzić. Na pociechę została nam jedynie myśl o
zbliżającej kolacji, na którą tego dnia miały być langusty.
No tak, teraz powinnam rozpocząć wątek kulinarny, ale
przecież dziś nie czwartek, a poza tym przypomniało mi się, że nie mam jeszcze
nic na dzisiejszy obiad, więc pozwolicie, że się oddalę. Do zobaczenia wkrótce!
centrum Santa Clary
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz