Kuchnia kubańska… temat nie jest łatwy. No bo z jednej strony –
tropikalna wyspa,
która powinna aż uginać się od ciężaru owoców i to zarówno
tych ziemnych, jak i morskich, a z drugiej – niszczycielska moc ustroju, sprawiająca,
że Kubańczyk żyjący wyłącznie z oficjalnej pensji, żywi się głównie pizzą.
Kupić ją można w wielu „cafeteriach”, które wydają jedzenie
przez zakratowane okienka. Klienci, odstawszy swoje w kolejce, dostają
ociekający serem placek i jedzą go na ulicy.
stołowanie się w takich miejscach to świetny sposób, żeby znacznie zmniejszyć koszty pobytu na Kubie
Gdyby chcieli wybrać się do
restauracji, w której można usiąść przy stoliku, to musieliby liczyć się z
kosztami rzędu 30-40 złotych (samo danie, bez napojów i deseru), a na to
większość ludzi zwyczajnie nie stać. Dlatego też, w restauracjach stołują się
głównie turyści.
A co jedzą? Menu w zasadzie zawsze wygląda tak samo:
kurczak, wieprzowina, krewetki albo langusta. Wszystko w wersji albo
grillowanej albo smażonej, czasem z sosem.
Dla kogoś, kto (tak jak ja) lubi owoce morza, obiad kubański to radość, krewetki
kosztują tyle samo co kurczak i na ogół są dobrze przyrządzone. Ci którzy wolą
mięso zwierząt lądowych, po paru dniach zaczynają się nudzić.
langusty to danie nieco bardziej wykwintne niż krewetki
Natomiast i jedni i drudzy z pewnością od kubańskiego stołu
nie odejdą głodni. Nie wiem co powoduje osobami przygotowującymi posiłki, czy
to gościnność czy wpływ wielu lat kryzysu, czy jeszcze coś innego, ale w każdej
prywatnej restauracji,
w państwowych restauracjach bywa różnie, w prywatnych zawsze dokłada się wszelkich starań, by wspaniale ugościć klienta
naprawdę wszelkich :)
w której przyszło nam jeść, porcje były przeogromne. Ciężko było dać im radę, ale nie zjeść też się nie dawało, bo
gospodarze na ogół żywo interesowali się naszymi postępami w opróżnianiu
talerzy.
kolega zamówił rosół...
Raz nawet doszło do tego, że pani, u której mieszkaliśmy i
stołowaliśmy się, widząc, że moja koleżanka nie daje rady ogromnemu kawałowi wieprzowiny,
przechwyciła sztućce i zaczęła kroić mięso na talerzu zdumionej dziewczyny.
to tylko drugie danie, a przecież była też zupa i deser
- Nie dam rady, tego jest za dużo – zajęczała koleżanka.
- Kupiłam dla was 1,5 funta mięsa – odparła z dumą pani
Miri. – Jeśli nie możesz, to zrobię ci z tego kanapki, będziesz miała na potem.
I nie dopuszczając do żadnych protestów, zapakowała pokrojone kotlety w 3 wielkie
bułki, owinęła w torebkę foliową i wręczyła mojej umęczonej koleżance.
- Dziękuję – powiedziała tamta słabym głosem. – A mogę się teraz
napić kawy?
- Oczywiście, dostaniesz kawę, jak tylko zjesz deser –
odrzekła Miri i poszła do kuchni po lody.
Jak więc widzicie, można być na Kubie zadowolonym z lokalnej
kuchni lub nie, ale głodnym nie będzie się w żadnym wypadku! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz