Singapur jest państwem niedużym, więc oczywiste jest, że nie ma w nim mnóstwa zabytków i miejsc ważnych dla światowego dziedzictwa. Ale jednym wpisem na listę UNESCO ten kraj może się pochwalić. W 2015 umieszczono na niej Singapurski Ogród Botaniczny.
Jak napisano w uzasadnieniu, ogród jest wspaniałym przedstawieniem ewolucji brytyjskiego tropikalnego ogrodu botanicznego w nowoczesną, światowej klasy instytucję naukową.
Z punktu widzenia turysty jest to jednak przede wszystkim ogromny i różnorodny teren, na którym wśród zieleni można nieco odetchnąć od miejskiego upału.
Ja, spacerując pośród tropikalnej roślinności, w ogrodach storczykowym,
jedyny fragment ogrodu, do którego obowiązują bilety |
największa na świecie orchidea tygrysia została na wieczną pamiątkę pokryta 24-karatowym złotem |
czasem liście potrafią być równie dekoracyjne, jak kwiaty |
imbirowym
imbir potraktowano tu bardzo szeroko |
czy we fragmencie odtwarzającym las deszczowy,
wymyśliłam sobie pewną zabawę. Postanowiłam porównać ogrody singapurskie i łazienkowskie. Okazało się, że pomimo pozornej inności, miejsca te mają wiele wspólnego. Najważniejszym elementem łącznikowym są pomniki Chopina. Jaki jest w Łazienkach każdy wie, singapurski wygląda tak:
Jest też coś podobnego do naszych grających ławeczek, tylko tu nie da się na tym usiąść. Ale za to gra znacznie dłużej.
wystarczy nacisnąć i już można się cieszyć polonezem pod palmami |
W pobliżu pomniku Chopina znajduje się amfiteatr, nieco mniej historyczny, ale jest.
Otacza go, tak jak i u nas malowniczy staw.
roślinność stawowa jest ciut inna, ale to nieistotny szczegół |
Singapurskie egzotyczne ptaki wyglądają nieco inaczej niż warszawskie, ale są 😊.
Choć puszczyków nie udało mi się wypatrzeć, to wierzę, że istnieją. Pewnie podobnie jak u nas, trzeba po prostu wiedzieć, gdzie patrzeć.
Na terenie ogrodu botanicznego obowiązują praktycznie takie same zakazy jak w Łazienkach, tyle tylko, że są chyba bardziej respektowane.
Jak dodamy do tego jeszcze, że pracownicy jeżdżą meleksami,
a co zasobniejsi Singapurczycy wynajmują ogrodowe pawilony na uroczystości ślubne i weselne, to po prostu wypisz wymaluj Łazienki w wersji azjatyckiej.
Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie przyjęliby mnie tam na jakiś staż albo inne praktyki…
W Singapurze jest więcej przyjemnych miejsc parkowo-ogrodowych. Niestety wiem o tym jedynie z lektury blogów, bo sama nie zdążyłam ich odwiedzić. Okazało się, że wbrew powszechnej opinii, cztery dni w tym mieście (zwłaszcza, gdy jeden został zmarnowany przez wielogodzinną megaulewę) to za mało, żeby zobaczyć wszystko, co by się chciało.
Singapur po deszczu |
Ale udało mi się jeszcze być w jednym miejscu i po raz pierwszy na własne oczy zobaczyć pandę wielką. W moim osobistym rankingu zwierząt świata pierwsze miejsce nieodmiennie zajmuje wyrak filipiński i to się chyba nigdy nie zmieni, bo takiej drugiej istoty nie ma na całej planecie. Następny jest orangutan, którego miałam okazję spotkać na Borneo. Trzecie miejsce podium pozostawało cały czas wolne. A coś mi mówiło, że panda może wypełnić tę pustkę. Kupiłam zatem okropnie drogi bilet do ZOO i udałam się na poszukiwania pandy. Trochę mi to zajęło, bo singapurski ogród zoologiczny jest przeogromny.
Zwiedzić go w jeden dzień właściwie się nie da i może dlatego został podzielony na trzy sekcje, do których obowiązują oddzielne bilety. Nie wiem tylko dlaczego pandy dołączono do strefy rzecznej, gdzie dotarłam po wielu godzinach chodzenia po terenie ZOO.
wciąż jesteśmy w ZOO |
Wizyta u nich wymaga hartu ducha i ciała, bowiem niedźwiedzie bambusowe mieszkają w dużym klimatyzowanym pawilonie, którego warunki atmosferyczne dopasowano do upodobań tych zwierząt.
ulubione zajęcie pandy |
A są to upodobania zgoła odmienne od moich. Wejście z upalnego zewnętrza do wilgotnych kilkunastu stopni nie należało do przyjemnych. Ale najważniejsze, że pandom taki klimat odpowiada, mogą sobie wygodnie żyć i nawet się rozmnażać, co w ZOO jest dużą rzadkością.
dorastanie pandy |
W singapurskim się udało i opowiada o tym z dumą.
Zimno panujące w pandzim domu nie pozwoliło mi na zbyt długą wizytę, więc żeby tak naprawdę poczuć te zwierzęta muszę się chyba wybrać do Chin, gdzie można je spotkać w bardziej naturalnych warunkach.
No, ale to jeszcze nie teraz, bo z Singapuru pojechałam w nieco innym, choć związanym z Chinami kierunku, czyli na Tajwan. Opowiem Wam o tym następnym razem. Zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz